Bez kategorii

Mama lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe. Anna Weber i Aleksandra Woźniak

Tak jak każdy wierzący powinien mieć w domu biblię tak nie przesadzę jeśli powiem że każda mama (a w szczególności „świeżo upieczona” mama) powinna tę książkę mieć na półce!
Uwielbiam Mamy Lamy za tę ich naturalność i swobodę którą zarażają; za luźne ale nie luzackie podejście do macierzyństwa; za nienarzucanie opinii i metod wychowawczych a mądre dzielenie się swoim doświadczeniem; za ich otwartość i chęć solidaryzowania się z innymi mamami/ kobietami.Takie są na kanale i taka jest  ta książka..

Ola i Ania piszą o macierzyństwie i wszystkich jego blaskach i cieniach, o emocjach w połogu, o walce z samą sobą, o rolach matki i żony, o przewartościowaniu i przewróceniu życia do góry nogami po urodzeniu malucha. Generalnie o wszystkim z czym musimy się uporać jako młode mamy. Żałuje jednego!  Że ta książka nie została wydana 3 lata temu, gdy w pierwszych miesiącach swojej przygody z macierzyństwem miotałam się z tymi wszystkimi nowymi i niezaznanymi dotąd emocjami, gdy pogubiłam się w tym macierzyńskim świecie . Wiem że ta książka byłaby dla mnie ratunkiem i szybciej „poskładałabym się do kupy” Niemniej teraz gdy przepracowałam pewne rzeczy, rozumiem więcej i jestem po drugim dziecku, ta książka utwierdziła mnie w przekonaniu że żadnych emocji nie można się bać, że wszystko co jest niezrozumiałe i trudne jest normalne i jest okresem przejściowym. Wszystko o czym Panie pisały rozumiałam i czułam że w większości piszą o mnie samej.. Czytając czułam, niezwykłe zrozumienie ze stron Mam Lam i taką solidarność babsko-matczyną. 
Jednocześnie zostałam zarażona sporą dawką luzu, swobody w byciu mamą. Naszpikowana życzliwym słowem i jakąś taką pozytywną KOBIECĄ, dobrą energią.

Do tego książka napisana jest lekko, w sposób niezwykle ciepły i przyjemy. Momentami zabawny ale w  tym śmieszkowaniu nie ma pustych treści a  jest merytoryczna wiedza i cenne doświadczenie ! Brawo! Do tego wydana jest naprawdę ładnie, prosto, w takim wysmakowanym guście. Zdjęcia rodzinne autorek dodają takiego domowego, uroczego klimatu!

Książka składa się z obszernych 10 rozdziałów. W każdym na przemiennie poznajemy punkt widzenia Oli i Ani na poruszane zagadnienie. Oto niektóre tytuły rozdziałów :
– Czy macierzyństwo zmienia na lepsze?
– Jak poznać że jestem dobra matką?
– Czy to wstyd że mam dość macierzyństwa ?
– Dlaczego to dziecko tyle płacze?
– Jak ogarnąć własne dzieci?

I tak jak prowadzą odcinki, tutaj w książce też niczego nie narzucają i nie przekonują do swoich racji. Ta książka działa na zasadzie :  Co chcesz to od nas weź, przemyśl, zastanów się, logicznie porównaj ze sobą ale nie naśladuj ślepo, bo ty sama droga mamo wiesz co dla ciebie i twojej rodziny jest najlepsze, ale jedno zapamiętaj WYLUZUJ!

To był owocny i w pewnym sensie rozwojowy czas z książką bo doświadczenie, uwagi i spostrzeżenia dziewczyn pozwalają spojrzeć na siebie jako mamę i macierzyństwo z nowej perspektywy, takim świeżym okiem, inaczej. Dużo miałam przemyśleń w czasie lektury i na pewno będę do niej wracać by w chwilach zwątpienia wzmocnić się dobrym słowem i naładować wyluzowaniem 🙂
Cenię tę książkę za jej prawdziwość i autentyczność. Autorki przekonują szczerością a to że tak otwierają się przed czytelnikiem jest wielką wartością dodaną. Bo nic tak nie inspiruje i nie motywuje do zmian jak dzielenie się doświadczeniem i przemyśleniami z innymi,


Mamy Lamy dziękuje ❤ ta książka to najlepszy prezent urodzinowy jaki mogłam sobie sama sprawić !

M.

Książki - recenzje

PS Kocham Cię na zawsze. Cecelia Ahern

Czy ta kontynuacja była potrzebna? … Chyba nie
Naprawdę nie wiem dlaczego autorka po tylu latach postanowiła powrócić do historii Holly i Gerry’ego.. Są klasyki których się nie poprawia, nie dotyka i nie ulepsza na siłę. Niedopowiedziane, zostawione trochę same sobie, z taką swobodą interpretacji, niedokończone bywają najlepsze…

Ps. Kocham Cię na zawsze opowiada o życiu Holly po 7 latach od śmierci Gerr’ego. Holly teoretycznie ma poukładane życie,  względną stabilizację i nawet nowego partnera. Jednak duch Gerry’ego wciąż zaprząta jej głowę a  w wyniku pewnych okoliczności,  ponownie namiesza jej w życiu.. Tym samym czytelnik wraz z Holly raz jeszcze odtworzy sobie listy pisane przez Gerryego, pozna historię poznania się małżonków i pozna „genezę” niektórych listów..
Dowiemy się też co słychać u przyjaciółek Holly,  ale także poznamy nowych bohaterów. Ważnych ludzi w życiu głównej bohaterki, których trochę łączy z byłym, zmarłym mężem…

Żeby nie było, książka jest niezwykle mądra i „ładna”. Naprawdę można się wzruszyć i bardzo zastanowić nad życiem. Dużo refleksji (w trakcie czytanie po samej lekturze) o śmierci, o kondycji człowieka, o żałobie o tym co w życiu ważne. Naprawdę autorka o trudnych rzeczach pisze mądrze, pięknie i chwyta za serce. „Ps. Kocham Cię na zawsze” daje do myślenia, ma przesłanie i wielką głębię.

TYLKO DLACZEGO tych wszystkich życiowych przemyśleń, mądrych sentencji, ważnych spostrzeżeń autorka nie umieściła w innej historii? Czemu znowu musimy czytać to samo? Znowu listy, znowu duch Gerryego, znowu niezdecydowana Holly która niby już wyszła z żałoby ale jednak nie… Holly jest dziwnie zagubiona, jakaś taka niezdecydowana, znowu nie wie czego chce. Robi się trochę taka telenowela z jej uczuć, niepewności, miliona myśli …
 Przysłowiowy, odgrzewany kotlet. Szkoda bo przez to druga część wydaje się niepotrzebna i naciągana, napisana na siłę i czytelnik ma takie poczucie „yy ale po co to” a pierwsza część z kolei trochę traci przez to na jakości, bo traci swoją tajemnicę, niezwykłość, ten zagadkowy niedopowiedziany element…
Listy, które czarowały, wzruszały czytelnika, były tym elementem WOW, teraz trochę irytują bo jest ich przesyt, jest ich za dużo.  Klasyczne „Ps. Kocham cię” też straciło na sile, na wyjątkowości i romantyczności…. 😦

Książka jest dobra, ale byłaby jeszcze lepsza, piękniejsza gdyby ta głębia i przesłanie z niej płynące (to co autorka chciała przekazać) ubrane były w inną, nową, świeżą opowieść z innymi bohaterami…Z technicznych rzeczy …..czyta się jednym tchem, napisana pięknie. Autorka ma wielką  umiejętność chwytania czytelnika za serce ale i skupienia uwagi. Czytając można się zatracić (w czasie)  bo  totalnie wchodzi się w historię.

Książki - recenzje

Winny jest zawsze mąż. Michele Campbell

3 młode kobiety i jedna przyjaźń na całe życie. 3 temperamenty, 3 charaktery, 1 więź z wieloma powiązaniami. Jedna noc, jedno wydarzenie, jeden krok za daleko i zbyt wiele wypowiedzianych słów i tysiące konsekwencji….
Aubrey, Jenny i Kate…młode studentki i współlokatorki jednego mieszkania poznają się na kampusie i oprócz wielkiej przyjaźni łączy ich złożona sobie wzajemnie obietnica że odtąd nic nigdy ich nie rozdzieli… lecz pewnej nocy wydarza się coś, co tę przyjaźń wystawi na próbę…

Co wydarzyło się tamtej nocy i czy młode kobiety faktycznie łączy tak silna relacja której nic nie złamie? ….
Przy tego typu książkach o fabule nigdy za wiele się nie rozpisuje bo jedno słowo za dużo i można wyjawić coś czego się nie powinno także im mnie tym lepiej…

„Winny jest zawsze mąż” to książka przede wszystkim o kobiecej przyjaźni i jej specyficznym charakterze. Nie od dziś wiadomo że damskie relacje bywają nieproste…zawiłe, trudne, zagmatwane i niezrozumiałe, pełne niedomówień i niedopowiedzeń i autorka doskonale tą skomplikowaną relację ukazała. To książka też o potrzebie akceptacji i uwagi której my kobiety tak (świadomie lub nie) potrzebujemy…

Mnie ta historia wciągnęła od pierwszej strony, naprawdę czyta się dobrze. Napisana fajnie, lekko. Pomysł dobry, może nie jakiś wyszukany ale w 100% wykorzystany, na pewno nie nudziłam się. Kreacje bohaterek trafna. Trzy różne osobowości, każda inna. Trzy różne punkty widzenia. Co podobało mi się najbardziej? To ukazanie właśnie tej damskiej relacji, Przyjaźń jest jedna ale składa się z trzech różnych indywidualności i ciekawie ukazane jest to jak każda z bohaterek w tej relacji chciała ugrać coś dla siebie, jak ta indywidualność każdej z nich wybijała się poza tą wspólnotę którą tworzyły. Trzy różne spojrzenia na sprawę, każde inne i każde trafne z punktu widzenia i sytuacji danej kobiety…


Książka podzielona na dwie części i tak jak wiele osób to zauważyło, pierwsza część zbyt rozwleczona druga z kolei potraktowana „po łebkach” . Przez co finisz stracił na jakości bo niby najgłówniejszy wątek zaskakuje, kończy się z przytupem, tak pozostałe, wcale niemniej ważne wątki, pozostają w zasadzie niewyjaśnione, niedokończone. W pierwszej części autorka wiele czasu poświęca wszystkim bohaterom, ich relacjom, nie liczy słów i niespiesznie nam wszystko opowiada, tak w drugiej części miałam wrażenie że miała jakiś limit słów i pisała szybko bo musi się zmieścić w tych 420 stronach i dlatego nie wszystko zostało doprowadzone do końca…Wielka szkoda bo czytelnik pozostaje z takim poczuciem niedosytu i niedocenienia…
Poza niedokończonym lub jak kto woli niedopowiedzianym zakończeniem nie mam chyba zastrzeżeń. Podobała mi się książka, nawet bardzo!
Dobry kryminał z taką kobiecą nutą!
M.

Macierzyństwo

Macierzyństwo bez Photoshopa. Małgorzata Dawid-Mróz

Drogie Panie, mamy … miewamy gorsze dni po porodzie, gdy stajemy przed lustrem i myślimy sobie :Ooo to nie tak miało wyglądać! Różnie reagujemy, popadamy w gorsze stany, większe kompleksy a niekiedy w depresje. Żeby z dumą powiedzieć o swoim brzuchu że nie jest zwisającym worem z rozstępami a oznaką wielkiej siły, walki i dumy to na to potrzeba czasu i pracy nad sobą i wją głową.. i tu z pomocą przychodzą nam autorki(i autorzy) poniższej książki pt Macierzyństwo bez Photoshopa!

Książeczka a nawet książeczunia, jest o tym jak pokochać siebie po porodzie, jak zaakceptować niedoskonałości, które niekoniecznie znikają wraz z narodzinami dziecka, jak odnaleźć się w roli mamy i tu bardziej z tej fizycznej strony…
Autorki nie przekłamują macierzyńskiej rzeczywistości i piszą jak to jest ( a w sumie jak to u nich było) z tym ciałem po narodzinach malucha, jak z seksem i zbliżeniami, a to wszystko bez filtrów i innych upiększaczy, tylko po prostu prawdziwie, naturalnie, bez ściemy.

Niby to wszytko wiadomo i niby każda z Pań ma świadomość że piękna smukła sylwetka kobiety-mamy świeżo po porodzie pokazywana w TV to wymysł marketingowy jakiegoś szaleńca, i wiemy też że nie każda z nas będzie w połogu wyglądać jak Ania Lewandowska ALE mimo wszystko w tych hormonach, nerwach, nowej sytuacji o tym zapominamy chwiejąc swoje poczucie własnej wartości lub całkowicie je tracąc. Ta książka jest tym przypomnieniem, alarmem, dzwonkiem żeby nie pozwolić sobie zapomnieć o tym co tak na prawdę w tym wszystkim jest najważniejsze. Pomaga nie zapomnieć o tym, jakie potrafimy być piękne mimo posiadanych niedoskonałości, przypomina że tak nieprawdę nie one nas definiują. Autorki udowadniają na swoim przykładzie że można czuć się pięknie i kobieco z rozstępami, że wszystko siedzi w głowie tak naprawdę!

To nie jest jakaś wyszukana literatura, „kołczingowo-psychologiczna” ale życiowe i ciekawe spostrzeżenia wyluzowanych, zdystansowanych i fajnych babeczek / mam i jeszcze bardziej wyluzowanych mężów/ ojców . Można się pośmiać, nawet wzruszyć a nawet czegoś nauczyć ALE przede wszystkim zdystansować i wyczyścić głowę wypełnioną obrazami wymuskanych, idealnych ciał instagramowych mam….

Ja cenię tę książkę za odwagę, bo Panie otworzyły się i przyznały się do swojej tej nieidealności z wielką dumą. Przyznały się przed wszystkimi do czegoś, do czego my (jako mamy) nie potrafimy niekiedy przyznać się przed samą sobą. BRAWO! Po tych krótkich zwierzeniach, można polubić siebie i swoje poporodowe ciało na nowo!
POLECAM:)
M.

Warto dodać że: ” Autorzy przekażą całość honorarium z każdego egzemplarza tej książki na konto chorego na rdzeniowy zanik mięśni Mikołajka Kamińskiego w Fundacji Dzieciom “Zdążyć z Pomocą” Fajna rzecz w ważnej sprawie!

PS. A dla chętnych, dodatkowy wpis z * ! mój daawny wpis o tej samej tematyce! polecam kto nie czytał 🙂
https://magdakpisze.home.blog/…/mamo-niedoskonalosci-po-ci…/

Książki - recenzje

Jak będę duża, zostanę sobą. Agnieszka Łukomska

Jak to jest w wieku 40 lat dopiero zostać sobą? Przez 15 lat była „korpokicią” aż tu nagle dopadło ją.. życie po prostu, wyrzucając ze stabilnej strefy komfortu. Szpilki zmieniła na trampki, posiedzenie zarządu na posiedzenia w klockach i ciastolinie we.. własnej wymarzonej kawiarni..

To książko o byciu sobą, o sile kobiecości, walce o marzenia i pięknie jakie każda z nas (kobiet) w sobie nosi.

Ciężko mi ocenić tę książkę pod względem technicznym i takim książkowym właśnie bo dla mnie ta książka jest taka „nieksiążkowa”. Chaotyczna, w zasadzie ciężko ją zakwalifikować do czegokolwiek i powiedzieć dokładnie o czym ona jest. Bo niby poradnik ale tak nie do końca. Bardziej może pamiętnik bo zwierzeń i wylewności nie brakuje ale tych „kołczingowych” i „motywacyjnych” sloganów też więc to naprawdę taki wielki misz masz wszystkiego.

Pani Agnieszka po prostu otwiera sie przed czytelnikiem. Dzieli się swoim doświadczeniem życiowym, zawodowym i macierzyńskim. I można by pomyśleć i co w tym takiego ? Teraz każdy może napisać książkę jak to jest być mamą, jak to jest zacząć żyć po 40stce, spełniać siebie i marzenia bla bla bla.. może i tak, ale jedno trzeba oddać autorce i tej książce. Pani Agnieszka ma niesamowity dar, a nawet dwa, i tym nie każdy może się pochwalić i to czyni tę książkę wyjątkową.
Po pierwsze lekkie, wspaniałe pióro. Książka napisana jest tak, ze ja miałam wrażenie że siedziałam w kawiarni Pani Agnieszki na kawie i ona tą historię mi opowiadała. Czytając miałam niesamowite wrażenie dialogu. Tak jakby siedziała obok i mówiła „No słuchaj Magda, u mnie to było tak…” Poczucie kobieciej, przyjacielskiej rozmowy.. ŁAŁ! Mam deficyt babskich kawek, ploteczek więc ta książka dała mi namiastkę tej babskiej sfery i to jest naprawdę coś niesamowitego.To był mój, taki babski czas z książką.
Mało kto ma taki dar przekazu. Jest zabawnie, ironicznie, prawdziwie. Każda kobieta NA PEWNO mniej lub bardziej odnajdzie siebie.

Po drugie. Dużo tu zwierzeń, dzielenia się sobą, swoim życiem (forma pamiętnika) i w tym wszystkim niesamowite było przemycanie tych „kołczingowych” sloganów ale nie pustych i nie bez poparcia i przeobrażenie książki w taki właśnie poradnik motywujący. Bo nie wiem jak to się działo ale po każdym „rozdziale” coś się we mnie zmieniało. W ogóle po całej książce miałam poczucie że chce coś robić, zmienić, działać. W taki cichy, niezauważalny sposób autorka pobudza do myślenia i zastanowienia się nad sobą, swoją codziennością, nad relacjami, nad macierzyństwem…A wszystko to bez oceniania, bez narzucania, bez krytykowania. Dalej to poczucie rozmowy „Magda zrobisz jak chcesz, ale posłuchaj tak było u mnie…”
Czułam, ze Pani Agnieszka chce podzielić się cennym doświadczeniem, nabytą mądrością życiową, dać wsparcie do działania i zrozumienie, ZAINSPIROWAĆ ale bez pustego wtłaczania głupich motywujących frazesów, bez oceniania, bez krytykowania, bez spiny. Z kobiecą siłą, taką babską radą. Myślę że tylko kobieta kobiecie jest w stanie takie coś dać.

Często kobieta kobiecie suką , nie jesteśmy dla siebie dobre. Jednak tutaj Pani Agnieszka to przełamuje. Pokazuje że wiele nas- kobiet przecież łączy i powinniśmy to wykorzystywać by wzajemnie się inspirować, pomagać i działać i ona to robi w sposób zabawny, przyjemny i ciepły.
Napisała książkę z sercem dla każdej kobiety (choć Panowie też czytają) warto sięgnąć i się zainspirować…

Z tych technicznych spraw dodam jeszcze że książka ma w środku kolorowe rysunki, co dodaje jej uroku, takiego dziewczęcego akcentu, ale jednocześnie przez to bardziej rzuca się w oczy „ubogość tekstu” w sensie jego ilości.. Bo niby książka ma 174 strony ale samego tekstu może byłoby z 90, może mniej.. Dużo pustych białych pól, stron… Można łyknąć w jeden wieczorek

POLECAM!
M.

Macierzyństwo

Wypalona mama. Sheryl Ziegler.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam tej książki.. I droga mamo, uwierz mi że Ty też jej potrzebujesz! Bo choć może nie cierpisz na macierzyńskie wypalenie to nie znaczy, że nigdy Cię ono nie dopadnie!

Wypalona czyli jaka? M. in. wiecznie zmęczona, ciągle zdenerwowana, nieustannie niezadowolona, do przesady zaangażowana, ślepo zapatrzona w dziecko, na okrągło krzycząca a nawet wrzeszcząca, nie radząca sobie z emocjami, nie dająca sobie pomóc, z notorycznym bólem głowy i permanentnym stresem, ale twierdząca że to nic, że to tylko chwilowe, że to nic takiego….

Każda kobieta która jest mamą choćby jeden raz, ale na pewno miała chwile zwątpienia, bezsilności i chęci po prostu zostawienia tego wszystkiego co jest w domu i ucieczki byle jak najdalej, byle z dala od hałasu, płaczu, marudzenia, pieluch, butelek i tupania nogami.. Tylko czym różni się zwykłe, codzienne przemęczenie, dłuższy wkurw, gorszy dzień, dotkliwszy PMS od CIĄGŁEGO, NIEUSTANNEGO stresu i macierzyńskiego wypalenia lub co gorsza depresji…No właśnie jak rozpoznać swoje objawy, jak je nazwać i gdzie zakwalifikować… Czy już potrzebna jest wizyta u lekarza czy wystarczy lampka wina i rozmowa z przyjaciółką? Albo co zrobić żeby to wypalenie nigdy nas, mam nie dopadło?
I tu z pomocą przychodzi cudowna Shryl Ziegler ze swoją książką!

Nie dajcie się zwieść, że to książka dla mam noworodków, które cierpią na niewyspanie i nie mogą odnaleźć się w nowej sytuacji. Oj nie. Bohaterki naszej książki to głównie kobiety dojrzałe, matki dzieci szkolnych, nastolatków( choć mam przedszkolaków też nie brakuje) które cierpią od lat na wypalenie macierzyńskie, oczywiście niczego nieświadome, więc nie jest to poradnik jak radzić sobie z kolkami i nieprzespanymi nocami..Nie jest też skierowany do mam które siedzą zaszyte w domu bo jak się okazuje WYPALENIE MACIERZYŃSKIE DOTYKA TEŻ MAMY PRACUJĄCE I AKTYWNE ZAWODOWO!

Autorka książki „Wypalona mama” jest psychologiem, terapeutką dzieci, jednak lata pracy pokazały jej, że pracując z dziećmi bardzo często jest tak, że to nie one potrzebują największej pomocy a… rodzice, a zwłaszcza ich matki. Bo jak wiadomo nie od dziś, kiedy jeden członek rodziny ma trudności, problemy to w jakimś stopniu choruje cała rodzina.
Obserwując swoich „małych pacjentów” (dzieci) Sheryl Ziegler spostrzegła dużą zależność między ich stanem / problemami a stanem emocjonalnym ich matek i tym samym stworzyła takie pojęcie jak wypalenie macierzyńskie. Może nie tyle pojęcie, co odrębny stan emocjonalny, pewien rodzaj zaburzenia. Określając jego przyczyny, objawy i skutki, (które odbijają się na dzieciach i rodzinie właśnie), oddzieliła ten stan od zwykłego zmęczenia i ustawiła pomiędzy zwykłym przemęczeniem a depresją.

Autorka przytacza prawdziwe historie swoich pacjentów, ukazuje konkretne przykłady z ich życia w których objawia się wypalenie macierzyńskie i wyodrębniając konkretne zachowania pomaga zrozumieć problem jednocześnie dając recepty jak sobie z nim radzić. Poradnik, dzięki temu że opiera się na faktycznych rozmowach i spotkaniach, jest taki żywy, prawdziwy i mocno przemawiający do odbiorcy. Czytając niejednokrotnie czułam „o mam to samo” ” znam to” „też tak robiłam” „faktycznie tak jest”.

Nie napiszę wam czym to wypalenie macierzyńskie według autorki jest bo zwyczajnie nie chce spoilować, ale w książce oprócz obszernej definicji i wyjaśnienia tego pojęcia m. in. znajdziecie odpowiedz na pytania :
– Dlaczego jesteś taka przytłoczona?
– Jak zadbać o siebie?
– Dlaczego potrzebujesz (nawet o tym może nie wiedząc) tak bardzo rozmowy i relacji z inną mamą / stałego kontaktu z przyjaciółką.
– Dlaczego wielozadaniowość nie jest dobra?
– Dlaczego nigdy nie będziesz super, idealną mamą?
– Czy dzieci też mogą się wypalić?
– Jak dbać o relację w partnerem/mężem gdy wypalona jesteś też w związku? (w wyniku wypalenia macierzyńskiego)
– Czy stres może fizycznie boleć?
– Dlaczego ciągle jestem zajęta i z niczym się nie wyrabiam?

Macierzyństwo nas zmienia, wywraca do góry nagami dotychczasowe życie i niekiedy trudno jest odnaleźć się kobiecie w nowej rzeczywistości. Ten poradnik prowadzi przez taką codzienność każdej mamy pomagając odnaleźć się jej samej i w tym chaosie znaleźć czas dla siebie. Przejdziemy przez różne sfery życia, codzienności m.in. przedszkole dziecka, połączenie pracy z wychowaniem, podziałem ról w domu. Książka pomaga ułożyć m.in plan dnia, mądrze zagospodarować czas, wyprostować zmienione relacje, zadbać o to co najważniejsze ale przede wszystkim uczy luzu i dystansu do roli mamy.
Macierzyństwo tak jak każda praca może cieszyć i spełniać ale też wypalać właśnie, jeśli jest źle „wykonywana”, jeśli ją źle postrzegamy.

Każdy rozdział kończy się krótkim podsumowaniem tego co najważniejsze ALE przede wszystkim pod koniec każdego tematu autorka daje recepty co zrobić z danym problemem i ukierunkowuje na właściwy tor jak sobie z nim poradzić!
Niczego nie narzuca,nie mądrzy się a konkretnymi przykładami podsuwa rozwiązania, wspiera!

WOW! Ja nie spodziewałam się tego, że mi ta książka tak bardzo w wielu kwestiach otworzy oczy, ukierunkuje i zwyczajnie pomoże, bo.. jak się okazało w kilku materiach zwyczajnie potrzebuje pomocy, pracy nad sobą, zmiany myślenia i działania, z czego nie zdawałam sobie sprawy, a może zdawałam ale nie potrafiłam przyznać się przed samą sobą..
Nie przepadam za poradnikami, ale ten z pewnością przeczytam raz jeszcze bo jest nienarzucający, konkretny, życiowy, prawdziwy! Nie czułam się, jako odbiorca książki, pouczana, oceniana ale czułam że autorce zależy na tym bym cieszyła się macierzyństwem i czułam taką kobiecą solidarność, wsparcie.
Do tego napisany baardzo lekko, przystępnie. Czyta się szybko.
Minus jeden taki, że dla mnie książka jest za krótka, według mnie pewne wątki zbyt mało jeszcze wyjaśnione, ale to może moja podświadomość zadziałała komunikując mi że w danym miejscu mam problem skoro potrzebuje więcej treści? Kto wie..

„Wypalona mama” to książka którą bez wątpienia powinna przeczytać każda mama. By pomóc sobie na teraz lub na przyszłość, odnaleźć się w trudnej roli bycia mamą, ogarnąć macierzyński chaos i znaleźć w nim spokojną przestrzeń dla siebie…

Książki - recenzje

Skradzione dziecko. Sanjida Kay

Ostatnio niezbyt dobrze dobieram sobie literaturę. To co miało wzruszać i poruszać jakoś na mnie nie działa dlatego już prawie zapomniałam jak to jest, gdy książka przenika do wszystkich twoich myśli, przyspiesza tętno i nie daje się odłożyć dopóki nie przerzucisz ostatniej kartki.
Na szczęście Pani Sanjida przypomniała mi jak to jest, gdy nie ty chłoniesz historię a ona pochłaniania ciebie..

O czym?
W thrillerach im mniej się napisze tym lepiej. Dlatego krótko
Zoe i Ollie wiodą spokojne, szczęśliwe życie. Mają dwójkę upragnionych dzieciaczków. Jednak ich dotychczasową harmonię życia zaburzają pewne wydarzenia. Zoe odkrywa, że ich adoptowana córka Evie otrzymuje tajemnicze listy i prezenty od… jej biologicznego ojca. Zoe zaczyna się niepokoić, lecz nie wie że najgorsze ma dopiero nadejść.. Evie pewnego dnia po prostu znika….

To książka o wielkiej rodzicielskiej (choć głownie matczynej) miłości, o wartości jaką jest rodzina. O ludzkiej potrzebie uznania, uwagi i akceptacji. O wyobcowaniu i odrzuceniu.

„Skradzione dziecko” to ciekawy thriller psychologiczny, na dobrym poziomie. Wciągający, dość nieprzewidywalny, bo gdy już myślisz że na pewno wiesz kto stoi za porwaniem córeczki… okazuje się, że „grubo” się mylisz. Jest to takie tropienie i zwodzenie czytelnika… Bardzo dobra narracja, niesamowicie udana kreacja głównej bohaterki. Autorka tworząc Zoe ukazała niezwykle trafnie cechy kochającej, oddanej matki; wiernej żony ale przede wszystkim kobiety która pragnie uwagi, miłości, spełniania się i realizowania samej siebie. Za kreacje Zoe dałabym 10/10 Precyzyjnie oddane emocje, myśli, uczucia przez co Zoe jest tak bardzo prawdziwa.
Pozostali boherowie też realistycznie ukazani.

Temat może nie jest zbyt wyszukany ale to jest duża umiejętność o tematach oklepanych pisać z pasją, inaczej, oryginalnie. Autorka nadając akcji tło wrzosowisk stworzyła niebywały klimat i powszedni temat uprowadzenia dziecka ubrała w wciągającą, psychologiczną i dobrą historię .
POLECAM!

Książki - recenzje

(Nie)Pięnkność. Natasza Socha

Myślę że to lektura którą powinna przeczytać każda kobieta… Bo każda z nas choćby jeden raz, ale miała zapewne to poczucie „niepiękna, nie idealności” patrząc w lustro czy na inną kobietę. Czyż nie?

Choć fabularnie (Nie)Piękność mi się podobała średnio. (dlatego nie będę się tu specjalnie rozwodzić) Pomysł na fabułę taki zwyczajny, mało wyszukany. Troszkę się nudziłam. Momenty które zapewne miały być zabawne jakoś mnie nie śmieszyły, zwyczajnie nie poczułam tej książki w sensie właśnie bohaterów, wydarzeń, akcji, to myślę że akurat w tej książce nie to jest najważniejsze, bo to wszystko (bohaterowie, fabuła) jest tłem dla ogólnego problemu, tematu piękna. Bohaterowie są narzędziem do analizy, interpretacji pojęcia PIĘKNA.

Bo o czym jest książka ? W skrócie jest o tym, że spotykają się dwie kobiety. Jedna (Paulina) jest ta ładna, śliczna, piękna a druga (Nasturcja) brzydka, zakompleksiona i zamknięta w sobie. Obie jednak są nieszczęśliwe i obie siebie bardzo potrzebują by po prostu przejrzeć na oczy..
Ich spotkanie będzie momentem przełomowym dla każdej z nich, bo odkryją siebie na nowo, spojrzą na siebie, życie i otoczenie innymi oczami..
Każda z tej znajomości będzie czerpać dla siebie ale jednocześnie będzie dawać wiele w zamian, nawet o tym nie wiedząc..
To książka o zrozumieniu czym jest bycie piękną, o akceptacji siebie, o życiu wedle własnych wartości, kanonów a nie tych które narzuca nam świat.

Autorka na przykładzie tych dwóch kobiet pokazała, że nic nigdy nie jest takim jakim się wydaje, że piękno ma oblicza przeróżne, że dla każdego oznacza coś innego. Zmierzyła się z tym współczesnym naciskiem na bycie piękną, idealną uświadamiając, że można inaczej, po swojemu, byle w zgodzie ze sobą. Moim zdaniem temat ugryzła konkretnie, rzetelnie,ukazując go z rożnych perspektyw. Książka leczy kompleksy, jakoś wpływa oczyszczająco i budująco na postrzeganie samej siebie.
Dużo, dużo daje do myślenia i gratulacje dla Pani Sochy, że potrafiła się z tym zmierzyć i pokazać FUCKA współczesnemu myśleniu które ceni opakowanie i zewnętrzny look
POLECAM
M.

Książki - recenzje

33 razy, mój kochany. Nicolas Barreau

O czym?
Ona wie że umrze i prosi go by po jej śmierci napisał do niej 33 listy. On nie rozumie jej prośby lecz kocha ją tak bardzo,że składa obietnice ich napisania.
Julien nie może pogodzić się ze starą ukochanej żony, jednak musi dotrzymać słowa . Z wielkim bólem serca zabiera się do napisania listów i tym samym otwiera sobie drogę do nowego życia…
Dotychczasową monotonię zastąpią zagadkowe sytuację, ból ukoi nadzieja a siły Julianowi dodadzą bliscy i tajemnicze kobiety…

„33 razy mój kochany” to książka o żałobie, bólu wynikającym ze straty ukochanej osoby, o sile miłości ale też życiowej prawdzie, że koniec czasami bywa nowym początkiem. O nadziei, która daje siłę.

Moja opinia
Generalnie mimo trudnej i bolesnej tematyki książka mnie jakoś specjalnie nie poruszyła. Wydała mi się nawet taka „słodka” Owszem główny bohater bardzo przekonywujący. Jego bolesne doświadczenia wpływają na czytelnika, poddają go refleksji jednak z każdą kolejną stroną książka staje się taka bajkowa, górnolotna ale i przewidywalna..Traci swój dotychczasowy realizm. Tak jak uwierzyłam początkowo w ból i sytuację Juliana tak później czytając uśmiechałam się pod nosem myśląc ” poważnie, takie coś się nie zdarza”..  Jak można przeczytać z tyłu książki „Kiedy z czegoś dramatycznego rodzi się coś pięknego, może chodzić tylko o miłość.” Po tym zdaniu już można domyślić się o co chodzi (nie zaczynając czytania) a z każdą kolejną stroną koniec staje się coraz bardziej oczywisty…
Książka ma ukoić złamane sera i dać nadzieje.. Czy daje ? Daje i jak to z nadzieją jest, uśmierza ból, ale jak pisałam wcześniej nie uwierzyłam w tę historie,  więc być może moje serce gdyby było złamane nie zostałoby uleczone i obdarzone nadzieją, bo chyba bardziej niż romantyczką jestem realistką. Niemniej jednak na pewno dla mnie, osoby będącej w stałym i szczęśliwym związku historia Juliana przypomniała  że nic nie jest dane na zawsze i warto dbać to co się ma, o ukochaną osobę i związek bo nigdy nie wiadomo jak długo dane nam będzie być razem….

Juliana polubiłam i szczerze mu kibicowałam. Pozostali bohaterowie też ciekawie skonstruowani, wszyscy w mniejszym lub większym stopniu dopełnili sobą tę książkę. Miałam takie poczucie że wszystkie postacie są taką całością w tej historii i każdy był tu potrzebny.

Książka napisana lekko, czyta się dobrze.Akcja idzie do przodu, nie ma poczucia przeciągania. Duży plus za oddanie klimatu stolicy Francji, paryskich uliczek i francuskiej kuchni. Pomysł ciekawy, ale dla mnie to wszystko takie zbyt „och” „ach”. Fani powieści romantycznych jednak na pewno będą dopieszczeni i zadowoleni.
M.

Książki - recenzje

Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak

Żeby napisać dobrą i rzetelną recenzję tej książki, musiałabym napisać chyba jakiś esej by wszystko ująć i do wszystkiego się odnieść, postaram się jednak wyciągnąć to co najważniejsze,samą esencję, mam nadzieję w niewielu słowach…

O czym?
Majka to młoda, prosta dziewczyna będąca chodzącym pośmiewiskiem i obiektem żartów. Życie jej nie oszczędza, ludzie tym bardziej. Pewnego dnia los się do niej uśmiecha i dziewczyna wygrywa wielkie pieniądze. Zostaje miliarderką.. Czy wykorzysta tą nieziemską szansę by zacząć nowe, piękne życie, o którym marzą miliony ludzi?..

Darek, to przykładny mąż i ojciec, zatracony w codzienności i monotonii życia, potrzebuje zmiany bo dusi się w życiu jakie prowadzi. Chce zaryzykować i iść za marzeniami. Jako zamiłowany dziennikarz, wyrusza w podróż by zrobić dobry i rzetelny reportaż o ludziach, którzy kiedyś wygrali w „lotka”. Tym samym jego drogi splotą się z drogami Majki.. Co z tego wyniknie? No właśnie.. ! Na pewno wieeele niesamowitych emocji dla czytelnika.

Nigdy nie wygrasz to książka przede wszystkim o ludzkich słabościach, żądzach i pragnieniach. Obnaża nasze czarne strony, ukazuje wielką chęć posiadania ale jeszcze większą potrzebę akceptacji i miłości. To książka o ludzkich wyborach, które zawsze niosą jakieś konsekwencje; o marzeniach i ludzkiej głupocie…
Czy pieniądze są przepustką do beztroskiego życia? Czy może stare porzekadło wpajane od lat, że kasa szczęścia nie daje, faktycznie jest prawdziwe? Tego wszystkiego dowiecie się sięgając po te lekturę…A czy warto? Oj zdecydowanie bardzo warto!

Książka ma 474 strony, ja nie lubię takich „grubachów”, do tego mała czcionka i praktycznie brak marginesu, ale tutaj nie czuć ilości kartek. Treść jest przyjemnie długa, nie ma poczucia przeciągania, nic się nie dłuży. Na wszystko jest poświęcona odpowiednia ilość słów, przez co naprawdę wchodzi się w historię i dobrze poznaje się bohaterów. Co prawda kulminacyjnego tempa (takiej mocnej akcji) książka nabiera dopiero pod koniec, to warto dotrwać, bo zakończenie bardzo satysfakcjonuje.
Jest to kryminał i mafii, krwi, śmierci tu nie brakuje, także fani tego gatunku powinni być zadowoleni (choć dla mnie momentami zbyt hollywoodzkie, przesadzone) , jednak to co mniej najbardziej uderzyło w tej książce to ta psychologia której tak zawsze szukam w książkach. Dla mnie mistrzowskie wręcz ukazanie ludzkich emocji, uczuć i stanów. Niesamowite jak bohaterowie zmieniali się pod wpływem kolejnych zdarzeń i jak umiejętnie autorka to ukazała. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Oj tak, jesteśmy słabi i potrafimy nieźle grać by ugrać coś dla siebie.. Autorka, moim zdaniem, obnaża naszą ludzką naturę która jest tak krucha ale silna zarazem, gdy w grę wchodzą pieniądze, wpływy i nieustanna potrzeba uznania i akceptacji.! Brawo! To część przekonała mnie by sięgnąć po inne pozycje autorki.
Na plus na pewno Darek, ukazanie jego punktu widzenia na małżeństwo i życie w ogóle. Trafnie ukazana męska natura i męskie myślenie. Polubiłam go i często rozumiałam..
Książka prowadzona jest dwutorowo ( później nawet trójtorowo) i to wpływa na to, że książka nie nuży, nie nudzi, bo jest dynamika, na przemienne ukazane światy, toki myślenia, które w końcu się złączą w jedną akcję. Dobre dialogi, napięcie budowane stopniowo, BARDZO dobre zakończenie!

Ale książka ma też mankamenty, nie może być za słodko. Największym na pewno jest kreacja głównej bohaterki. Majka drażni czytelnika i irytuje. Jest żałosna. Zapasy wyrozumiałości dla niej kończą się szybko.
Momentami przewidywalna historia. Na punkt kulminacyjny trochę trzeba poczekać..

Miało być niewiele słów, wyszło jak wyszło, ale tu naprawdę się nie da inaczej. Kończąc zatem napiszę tyko, że warto sięgnąć po tę książkę, bo to nie będzie stracony czas. Autorka dawkuje emocje, daje do myślenia, trochę obnaża nasze ciemne strony, ukazuje jacy jesteśmy i jacy potrafimy być. POLECAM!
M.