Książki - recenzje

Matki i córki. Ałbena Grabowska

3 pokolenia, 4 kobiety, jedno to samo poczucie niespełnienia i jedna ta sama nieodparta chęć bycia szczęśliwą i kochaną…po prostu.

Prababka, babka, matka i córka każda musi uporać się ze swoim bagażem doświadczeń, z trudami macierzyństwa, z miłością i mężczyznami. Każda robi to  na swój sposób, jednak wszystkie naznaczone są jakąś traumą, bólem przekazanym od swojej rodzicielki..

Matki i córki to książka o kobiecej sile, determinacji i dążeniu do spełniania się jako kobiety. Ale nade wszystko o poszukiwaniu własnej tożsamości i wielkiej chęci otrzymania odpowiedzi na pytania typu Dlaczego? (dlaczego mnie to spotyka, dlaczego mamo wybrałaś tak, dlaczego jestem taką a nie inną osobą?)A to wszystko przedstawione na przykładzie 4 różnych a jednak tak podobnych do siebie kobiet.. Genialny pomysł rozłożenia takiej kobiecej psychiki na trzy pokolenia i ukazania tego jak niewiele różnimy się od swoich babć, matek i jak wiele jest nam przekazywane z pokolenia na pokolenie..Świadomie lub nie, chcąc lub nie chcąc powielamy pewne schematy wpojone przez tych, którzy nas wychowują i tym samym ukształtowują na całe życie.

Autorka bardzo prawdziwie wykreowała portret swoich bohaterek. Dla mnie jest to książka typowo kobieca bo pewne sytuacje, zachowania, jakiś sposób myślenia jest dany tylko nam kobietom- i tylko kobieta jest w stanie je zrozumieć. Jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć nieracjonalne zachowanie innej kobiety.  Uczucia niepewności,  zagubienia jakie miotały bohaterkami są bardzo prawdziwie ukazane przez co same bohaterki stawały się bliskie mi -czytelniczce i też autorka pisząc o kobietach pisała z taką wyrozumiałością i to też się czuło. Nawet te złe decyzje, niemądre zachowania można było zrozumieć i jakoś wytłumaczyć , bez oceniania głównych bohaterek.Bardzo dobrze oddane emocje, ciekawe historie, z nutą psychologicznej analizy naszej osobowości.
Ciekawie też poruszony temat macierzyństwa, który autorka odarła z lukru. Bo tu macierzyństwo niekoniecznie spełnia i wypełnia szczęściem…

Nie spodziewałam się tego że ta książka tak mnie pochłonie. Nie jest dla mnie typowym romansem czy obyczajówką a w jakiś sposób książką psychologiczną, pomagając zrozumieć samą siebie jako kobietę.
Napisane dobrze, czyta się szybko, wręcz chłonie się historie każdej z pań
Mam jednak dwie uwagi, które mam z tyłu głowy. Po pierwsze gdzieś momentami fantazja jakby poniosła autorkę i niektóre sytuacje zbyt przejaskrawione, przesadzone i traciły swój dotychczasowy realizm a po drugie.. hmm pisałam że to książka kobieca ale nie wiem czy czasem nawet nie feministyczna.. Na tylu mężczyzn którzy przewinęli się w książce praktycznie nie ma pozytywnego  bohatera płci męskiej. Czy naprawdę nie ma dobrych i potrafiących kochać mężczyzn? Lub czy wplątanie mężczyzny, rasowego o dobrym sercu w książce odjęłoby czegoś naszym bohaterkom? Czy przez to stałyby się słabsze, gorsze, mniej wytrwałe? No nie !
Troszkę miałam poczucie po lekturze że mężczyzna to zło i kochać nie potrafi, a wszystko co złe spotyka kobiety to właśnie przez nich..

Hmm być może mam dobre doświadczenia w życiu i spotykam dobrych facetów i dlatego jakoś mi tu coś nie pasuje ale są to moje subiektywne odczucia, niemniej nie wpłynęły one jakoś na moją ocenę. Książka jest naprawdę z tych DOBRYCH.
Polecam

Książki - recenzje

Strażnik rzeczy zagubionych. Ruth Hogan

Nie wiem jak ta książka znalazła się na mojej liście „do przeczytania” ale stało się tak najwyraźniej przez jakieś zamieszanie, błąd, nieporozumienie, bo to nie jest dobra książka,… Kolejny przykład że od genialnego pomysłu do realizacji długa droga. Bardzo szkoda.

O czym? mam wrażenie że o niczym, a nie przepraszam o parzeniu herbatek… ..
Ale po kolei. Opis książki : „klimatyczna, pełna magii” klimat był to fakt ale szybko się gdzieś ulotnił a magia została ukazana na irracjonalnych przykładach, bo można zaczarować czytelnika i historie przedstawić jak jakąś głęboką tajemnice i czytałam już takie książki ale tej do nich daleko, niestety. Autorka niczym mnie nie oczarowała a rzekoma „magia” wzbudziła tylko politowanie a nie zachwyt.

Dalszy opis : Starzejący się pisarz zbiera i kolekcjonuje przedmioty znalezione gdzieś przypadkiem a zgubione przez innych ludzi . Jako swoją życiową misję stawia sobie odnaleźć właścicieli wszystkich zgromadzonych przez siebie rzeczy jednak czuje że śmierć skrada się wielkimi krokami i postanawia tę misję w testamencie przepisać na swoją dobrą i oddaną asystentkę Laurę.
Jego marzeniem jest by Laura uszczęśliwiała choć jedną osobę , której uda się odzyskać zagubioną własność….
Ciekawe prawda? Ale tylko w opisie. Ja po takiej zapowiedzi liczyła na drugą Amelie, romantyczną, piękną, mądrą, pełną niesamowitych spotkań opowieść o przewrotności losu, o niezwykłości życia i tego jakie potrafi być zaskakujące i nieprzewidywalne . Na opowieść o rzeczach / przedmiotach które mają dusze i niosą za sobą niewyobrażalne, piękne historie ale nic z tych rzeczy. A samym odnajdywaniu właścicieli zgubionych przedmiotów jest baaardzo niewiele.Szkoda, że opis z tyłu książki trochę wprowadza w błąd bo tym większe rozczarowanie po przeczytaniu…


Żadna z historii danego przedmiotu nie przemówiła do mnie i nie skłoniła do refleksji. Bo kiedy autorka pisała już coś „ładnego i mądrego” wracała od razu do opisów parzenia herbatki, opisu ogrodu i domu nie zostawiając tym samym szansy czytelnikowi by jakoś bardziej zagłębił się w duszę tego przedmiotu i jego właściciela
Tak jak pisałam wyżej to książka o parzeniu herbaty, różach, niedojrzałości głównej bohaterki i jej denerwującym , infantylnym zachowaniu.
A skoro już jesteśmy przy bohaterach to niestety kreacja słaba. Są jacyś sztuczni, bez wyrazu.Autorka nie potrafiła w nich tchnąć ducha i osobowości a ich zachowania, dialogi dalekie od ciekawych i mądrych

Brak procesu tworzenia się relacji czy rodzącego się uczucia.. Wszystko działo się już, od razu. Za bardzo autorka skupiła się na ładnych opisach miejsc akcji a mniej na relacjach, uczuciach bohaterów..

Miało być bajkowo i w pewnym sensie było, ale jednocześnie płytko, i tak dość słodko. Książka taka z tych górnolotnych, mało ambitnych. jakby autorka wyszła z założenia że ma dobry pomysł i to wystarczy.
Też autorce brakowało warsztatu, bo pewne opisy zachowań, sytuacji niemalże takie same, a na pewno bardzo podobne. Dla mnie – nie urozmaicone słownictwem.
Zakończenie bardzo przewidywalne w zasadzie do rozszyfrowania bardzo szybko.Brak jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, zachwytu, efektu wow.

Plusy? Mimo tego że książka mnie nudziła to czytało się szybko.Była lekkość pióra. Do tego ładna okładka i pomysł oczywiście ale na tym się kończy.Rozczarowanie i za ten zawód tę książkę zapamiętam.
M.

Bez kategorii

Strupki. Paulin Jóźwik

Pola, młoda kobieta po kilku latach wraca na wieś – do domu rodzinnego, by zmierzyć się z bolesną rzeczywistością jaką jest śmierć ukochanej babki. Pola traci nie tylko bliską babcię ale i przyjaciółkę, życiową mentorkę . Traci też szansę otrzymania odpowiedzi na ważne dla niej pytania….

„Strupki” to opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i odpowiedzi na pytania „Kim jestem?”, „Skąd pochodzę?” . To książka o rodzinnych relacjach owianych tajemnicami i niedopowiedzeniami. O niespełnieniu i poszukiwaniu własnego JA. Ale też o starości, starości która niekiedy cicho zabija od środka ale nie pozwala jeszcze umrzeć….

„Strupki” to piękna, niebanalna, żywa proza. Czytanie jej to balsam dla duszy. O rzeczach niełatwych autorka pisze pięknie. O sprawach niezrozumiałych pisze z cierpliwością, a kwestie bolesne porusza dojrzale, z dużą dozą wyrozumiałości. Piękny język, wysmakowany styl i niecodzienne słownictwo bogate w metafory. A wszystko to tak łatwe w odbiorze. Autorka porusza ważne i trudne problemy egzystencjalne bez zbędnego patosu i dzięki czemu nie mierzymy się z jakimiś filozoficznymi i górnolotnymi przemyśleniami a ciekawymi, mądrymi spostrzeżeniem nad kondycją rodzinnych relacji i domu rodzinnego.Pięknie oddany klimat wsi i upalnego lata. Czytelnik przenosi się wręcz do dzieciństwa, wakacji spędzonych u babci. Pani Paulina umiejętnie dobiera słowa tworząc opisy czasu i miejsca akcji, że czytając czułam zapach babcinej drożdżówki, smak babcinego kompotu. Poczułam zapach babcinych ubrań i domu…

Autorka odkurzyła moje własne wspomnienia odłożone gdzieś w mojej głowie…… Myślę że to duża umiejętność pisarska by w tak niebezpośredni sposób,niespostrzeżenie obudzić w czytelniku uśpioną część przeszłości i zachęcić do odpowiedzi na pytanie : A skąd ja pochodzę? Co oznacza dla mnie że mam taką a nie inną przeszłość, w takim a nie innym domu..?

Rzetelnie i prawdziwie także ukazana społeczność wiejska i mentalność ludzi starszych…
Ciekawi bohaterowie, z duszą.

„Strupki” to spora dawka refleksji i powrotu do korzeni..
Dla czytelnika lubiącego prozę niekomercyjną, niecodzienną, tą która nie mówi o wszystkim wprost…

M

Książki - recenzje

Budząc lwy. Ayelet Gundar-Goshen

Mocny i prawdziwy thriller psychologiczny z moralnym dylematem w tle..

Opis z tyłu książki :

Neurochirurg Ejtan Grin wiedzie perfekcyjne życie szczęśliwego męża i ojca. Pewnej nocy, wracając do domu po wyczerpującym dyżurze, potrąca człowieka. Widząc, że mężczyźnie – imigrantowi z Afryki – nie można już pomóc, ucieka z miejsca wypadku. Gdy następnego dnia do drzwi zapuka żona ofiary z jego portfelem w ręku, Ejtan rozpocznie rozpaczliwą walkę, by ratować swoją rodzinę i reputację. Ceną za milczenie kobiety nie będą jednak pieniądze, lecz coś, co zburzy jego uporządkowane życie”

Gdy myślę o wszystkich przeczytanych w ostatnim czasie thrillerach psychologicznych ocenionych na 8 czy 9 gwiazdek myślę sobie że oceny te były nieadekwatne i nad wyrost względem oceny jaką przypisuje książce autorstwa Ayelet Gundar-Goshen. Dopiero po lekturze „Budząc lwy” wiem co to jest prawdziwy thriller psychologiczny!
Co to było ?!

Książka jest inna, jest trudna, jest dla czytelnika wymagającego, nieprzeciętnego i niestatystycznego. Jest to naprawdę inny kaliber ale niewątpliwie wart każdej poświęconej minuty.
Czytałam długo,  bo ona ma w sobie jakiś ciężar, jest naznaczona silnym ładunkiem emocjonalno-psychologicznym a momentami i filozoficznym, do tego niespieszna narracja autorki nie sprzyja „połykaniu” książki ale niewątpliwie ta wyboista czytelnicza droga pozwala bardziej wejść w historie, poczuć dramat głównego bohatera, wejść w jego głowę i uczucia . Cierpliwość poświęcona każdemu uczuciu, emocji niesamowicie oddaje stan w jakim znajduje się Ejtan i to czyni tę książkę wyjątkową!
Bardzo dawno, albo nigdy wcześniej nawet,  nie spotkałam się z tym by autor(ka)z taką niespieszną dosadnością i dokładnością pisał o tych wszystkich mikro elementach które są niewidoczne dla oka a dzieją się i wydarzają między słowami; i tak bardzo umiejętnie nazywał to wszystko co wydaję niemożliwe do nazwania.  Wnikliwa,dogłębna analiza ludzkiej psychiki, jej najmroczniejszych stron, emocji, uczuć, myśli wirujących w głowie i to nie tylko głównego bohatera ale i jego żony i wdowy po zabitym imigrancie. WOW!

Prawdziwie ukazana relacja Ejtana i jego żony. Małżeństwo pokazane w procesie, ta relacja zmienia się stopniowo wraz z kolejnymi tajemnicami męża. Dobrym zabiegiem jest przedstawienie sytuacji z perspektywy obu małżonków. Można się wczuć w każdą ze stron.

Genialna kreacja bohaterów, powolne ale płynne – „idące na przód” napięcie, potęguje przeżycia wszystkich postaci i pomaga lepiej zrozumieć historię..  Do tego autorka stworzyła niesamowity klimat tej powieści ukazując trudy, problemy z jakimi zmaga się społeczeństwo Izraela

To opowieść o stracie, poczuciu winy, zdradzie, najróżniejszych żądzach jakie miotają ludźmi. O ludzkiej słabości, przebiegłości i walce o przetrwanie. O sile kłamstwa z którego niełatwo się wyplątać.
Można by pisać bez końca ale to też nie o to chodzi..To jest coś naprawdę wyjątkowego!
Zatem jeśli macie Państwo ochotę na coś ambitnego, niebanalnego, nie pokrytego komercją, w pewien sposób rozwijającego proszę sięgnąć po „Budząc lwy” . To spory zastrzyk emocji i poczucie dobrze wykorzystanego czasu..

Nie zapomnę jej…

Jedyny minus to zakończenie, które jakby nie dorównało całej opowieści. Nie jest tak mocne i tak nacechowane silnie emocjami jak wszystko inne. Zakończenie bez przytupu, nie tego się można było spodziewać, czegoś mi tu zabrakło ale to niespecjalnie rzutuje na całościowy odbiór lektury.

M.

Książki - recenzje

Krysia. Mała książka wielkich spraw. Michalina Grzesiak

Chyba ponownie mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią
Krysia to książka o tym jak żyć by być szczęśliwym tak po prostu, zwyczajnie i jak umieć doceniać dobijającą niekiedy rzeczywistość …czyli przepis na radość z życia według 5latki..

Mam problem z tą książką, bo wywołuje we mnie skrajne emocje..
Bo z jednej strony okej, super pomysł na książkę – ukazanie świata oczami rezolutnej pięciolatki – Krysi. Autorka na jej przykładzie pokazuje jak wiele zyskałby świat i my dorośli gdybyśmy nigdy nie gubili tej dziecięcej prostoty i beztroski. Od dzieci nie tyle można się uczyć co trzeba! Sama wiele siły, motywacji, odczuwania radości z malutkich rzeczy czerpię od swoich synów i widzę jak to zmienia i ułatwia postrzeganie rzeczywistości.
Anna Ciarkowska- autorka Pestek pisze „Ta książka uczy słuchać uważniej, myśleć prościej, dostrzegać więcej”  i tak jest w pewnym sensie. To nie jest poradnik jak być idealnym rodzicem i jak wychować dziecko na błyskotliwego człowieka, ale przytaczane sytuacje  z życia autorki i tytułowej Krysi dają do myślenia, podkreślają to co w życiu ważne i najbardziej istotne a rodzicom  przypominają że NIE MA IDEALNYCH RODZICÓW !
Do tego ładny język, wyjątkowy styl, urocze wydanie. Autorka nadała tej książce niezwykłego klimatu, osobliwego ducha. Czyta się szybko.

ALE! Pomysł choć dobry, moim zdaniem niewystarczająco wykorzystany. Jakościowo książka wypada średnio, bo ciekawych spostrzeżeń autorki i uwag wartych przemyślenia nie ma zbyt wiele. Dużo refleksji się powtarza i czytając miałam poczucie „ej to już mówiłaś” „o tym już było” Do tego na 234 strony tekstu nie ma za dużo, chyba specjalnie została trochę powiększona czcionka by książka była grubsza . Przerost formy nad treścią.

To co nie podobało mi się najbardziej to pewne kwestie światopoglądowe które tutaj dość mocno były zaznaczane. . Autorka  „przekona każdego że chłopcy mogą malować paznokcie na czerwono i zakładać sukienki z tiulem” okej – jej sprawa, jej sposób wychowania i podejścia do życia nie mi to oceniać ALE z jej wypowiedzi wyczuwałam, że ci rodzice którzy na to nie pozwalają to są źli, zacofani i w ogóle jak oni mogą tak krzywdzić swoje dzieci…Przecież nie dają im wolności i przestrzeni do bycia sobą… Hmm czy autorka może tak oceniać?
Mam odmienne zdanie w tej kwestii i nie będę tego poruszać bo każdy wychowuje jak chce i wedle własnych wartości ale czytając czułam, że skoro nie ubieram synowi spódniczki to go krzywdzę i nie daję odpowiednich warunków do prawidłowego rozwoju…. To kwestia chyba bardziej osobista i subiektywna czyż nie? Dlaczego autorka daje sobie prawo do pisania że jej podejście jest dobre i koniec a wszystkie inne są złe? Pani Michalina piszę w sposób narzucający jej własny światopogląd, jednocześnie sugerując że każdy odmienny jest zły i nieodpowiedni na dziecka. Trochę to dla mnie jest słabe, bo pisze o szanowaniu inności ale podejścia innych nie rozumie..

Niemniej wiem że nie musimy się zgadzać, i książkę oceniam pod wieloma innymi względami. Doceniam szczerość i autentyczność przekazu Pani Michaliny, to że się otworzyła przed czytelnikiem .

Czy polecam? Ciężko powiedzieć. Nie zgadzam sie na pewno z wszechobecną w internecie opinią że książka jest z tych którą „musi przeczytać każdy rodzic” .. bo to nie ten kaliber. Nie jest to lektura która oświeca i zwraca uwagę na coś nowego i odkrywczego, ale na pewno daje się zapamiętać.

M.

Książki - recenzje

Tak smakuje miłość. Agata Przybyłek.

To było moje pierwsze spotkanie z panią Agatą i nie należało do najłatwiejszych. Miałam ochotę przerwać czytanie po 70 stronach ale było mi szkoda czasu który poświęciłam na tę lekturę i nie chcąc mieć poczucia jego straty postanowiłam ją dokończyć i oczywiście miałam cichą nadzieję że w końcu to wszystko się rozkręci…

O czym? Olkę-znaną blogerkę kulinarną, pewnego dnia zostawia mąż, chce rozwodu a ona tym samym postanawia rozpocząć nowe życie w pięknym domu na wsi. Do tego poznaje przystojnego pisarza …..
Znajome prawda? Takich historii jest milion, ale zachęcona pozytywnymi opiniami i chęcią poznania stylu pani Agaty,sięgnęłam po lekturę licząc na ukazanie oklepanego tematu w ciekawy i świeży sposób. Czy dostałam to czego oczekiwałam?

Pomijam absurdalny wątek rozwodu, bo to zostawię bez komentarza, skoro inspiracją było życie… różne rzeczy się dzieją ale to wszystko było naprawdę dziwne i bardzo nierzeczywiste…
Mama stawia tarota i przerażona wizją przyszłości syna mówi że mu że ma się rozwieść. On bez niczego mówi Oli, głównej bohaterce : „chce rozwodu bo mama mi powiedziała, że będąc z tobą umrę” ….
Małżeństwo sobie było, jedno zdanie męża i koniec relacji i koniec małżeństwa i tym samym konic wątku a przecież to jest podstawa całej historii naszej bohaterki i całej książki ! Na tym opierają się losy Olki, od tego się zaczęło a autorka nie poświęciła tej relacji zbyt wiele czasu i miejsca w książce.
Przez co oklepany temat porzuconej żony wydaje się przedstawiony bardzo bezbarwnie i bez emocji.
W żaden sposób nie poczułam uczuć bohaterki i jej „bólu rozwodowego” chociaż nie wiem czy taki ból w ogóle był bo dziewczyna będąc na „emocjonalnym detoksie” u rodziców nie mając jeszcze pozwu rozwodowego od męża, już zmienia życie chce nowy dom ,a jej rodzice szukają jej nowego partnera bo przecież „nie może być wiecznie sama” .. A mąż nawet nie zabrał rzeczy z ich mieszkania i nie złożył pozwu a ona nawet z nim nie porozmawiała nie mówiąc o jakiejś walce o małżeństwo… A niby była z nim szczęśliwa…
To wszystko wydaje się takie nierealistyczne i dziwne.. Tym bardziej że jest to początek serii, więc autorka mogła wysilić się na ukazanie tego bólu jaki wynika z rozstania, rozłożyć trochę w czasie te emocje i ukazać proces rozpadu związku skoro cała historia będzie rozłożona na więcej niż 1 książkę…

Dalej, ona wraca od tych rodziców, zaprasza do gotowania znanego pisarza i jakby problemy nie istniały a ona nigdy nie była szczęśliwą mężatką a to wszystko dzieje się w przeciągu jednego miesiąca, dwóch..!
Mąż jaki mąż? Już zapomniała jak została skrzywdzona i że kochała i że wciąż jest żoną… Przekaz emocji porzuconej kobiety -żaden, zbyt szybko wszystko się dzieje przez co losy bohaterki tracą na jakości, stają się mało wiarygodne ..

Dalej, słabe dialogi, które są o niczym. Na prawdę pierwsze 100 stron jakościowo bardzo kiepskie. Słownictwo mało wyszukane, bardzo proste. Poczucie humoru hmm no niestety marne. Bohaterowie słabo wykreowani, mało charakterystyczni, każdy miałam wrażenie miał taką samą – nijaką osobowość. Zarówno Ola jak i jej brat niby dorośli ludzie a zachowywali się bardzo infantylnie, byli niańczeni przez rodziców jakby mieli 15 lat. Zachowanie Oli, jej charakter nie pasują do profilu bohaterki czyli kobiety po rozwodzie , po przejściach a bardziej do jakiejś niedojrzałej nastolatki.
Dalej było troszkę lepiej. Z każdą kolejną stroną przekonywałam się bardziej i też książka stopniowo zaczęła zyskiwać na jakości a bohaterowie tak bardzo nie irytowali…

Samo zakończenie hmm no może się podobać bo przewraca do góry nogami dotychczasowy bieg akcji i sytuacji jednak znowu jest brak wyważenia. Cała książka to rozmawianie o niczym a kulminacyjny moment, ważne dialogi rozłożone na praktycznie 1 stronie, na kilku wymianach zdań…
Epilog ładny i obiecujący trochę lepszą następną część choć raczej po nią nie sięgnę….

Dość jestem zawiedziona bo autorka jest bardzo znaną i cenioną pisarką i liczyłam na coś ambitnego, na romans na wysokim poziomie, z dobrym przesłaniem, głębszą refleksją i inteligentnym poczuciem humoru, a tutaj niestety niczego tego nie znalazłam a już napawano nie w takiej ilości jakiej oczekiwałam…

Autorka specjalnie mnie nie zaciekawiła, nie rozbawiła a już na pewno niczym nie poruszyła. Ta książka dla mnie jest troszkę płytka, bez emocji, mało dojrzała, banalna i przewidywalna.

Plus za to że czyta się szybko bo jest mnóstwo dialogów i kartki same się przewracają. Podobało mi się ukazanie relacji Oli i jej brata Maksa. Ciepła, miła więź brata i siostry dodaje miłego i czułego akcentu książce. Do tego powieść jest bardzo ładnie wydana.

To chyba tyle.

To jest oczywiście moja subiektywna opinia. Szukam po prostu w obyczajówkach czegoś więcej niż zwykłego romansu, szukam głębi relacji, nuty psychologii, inteligentnych spostrzeżeń i dobrego oka obserwatora codzienności ale wiem, że nie każdy lubi to samo, więc jeśli preferujecie lekkie romanse i proste historie książka może wam przypaść do gustu. Nie bójmy się po prostu pisać tego co czujemy i myślimy.
M.

Książki - recenzje

Pokój Motyli. Lucinda Riley

O czym ?

Posy, 70letnia kobieta matka dwóch synów, kochająca babcia, właścicielka starej wielkiej rodzinnej posiadłości wiedzie spokojne życie w malowniczej miejscowości w której się wychowywała. Jej spokój pewnego dnia zaburza spotkanie z ukochanym sprzed lat. Possy nie tylko dowie się od Freddiego
dlaczego 50 lat wcześniej ukochany bez słowa ją porzucił ale także odkryje że w ścianach jej ukochanego domu kryje się wiele tajemnic…

„Pokój motyli” to opowieść o miłości i różnych jej odcieniach, o rozliczeniu się z przeszłością i niepewnością przed przyszłością. O stracie, wybaczaniu i zaczynaniu od nowa… Gdy słyszę „saga rodzinna” to od razu mnie odrzuca bo obyczajówki typu „sagi rodzinne” kojarzą mi się źle, mało ambitnie, wiejące tandetą, gdzie ” każdy z każdym” jak w Modzie na Sukces. Coś na kształt płytkich i tanich telenoweli więc nie czytam ich praktycznie wcale. Jeśli obyczajówka to taka na wysokim poziomie, ambitniejsza, gdzie autor w sposób nieprzeciętny ale naturalny pisze o tym co zwyczajne i codziennie, z nutą psychologii i zmysłu obserwacji.

Dlaczego więc zdecydowałam się na „Pokój motyli” skoro to sama esencja
rodzinnych zawiłości, relacji, powrotów do przeszłości, samych sekretów?
Pomijam dobre recenzje i oceny, ale zdecydowałam się na tą książkę głównie dlatego, że nazwisko autorki zapamiętałam z książki „Sekret Heleny” , która mnie oczarowała a sama autorka bardzo zaskoczyła umiejętnością narracji, bo prowadzi ją tak że wciąga czytelnika w swój świat i nie sposób z niego wyjść. Tak też było tym razem. Pokój Motyli czyta się niczym fascynujący thriller. Książka mimo swojego gatunku bardzo wciąga czytelnika, budzi jakieś napięcie i stopniowo dawkuje emocje. To wielka umiejętność by o takich no można by powiedzieć banalnych sprawach rodzinnych pisać ta ciekawie i interesująco.
Gdzieś czytałam że Pani Lucina Riley jest nazywana królową swojego gatunku i coś w tym jest na pewno. Bo nawet ci nielubiący obyczajówek po jej książki sięgają chętnie.
Prócz umiejętności prowadzenia narracji autorkę wyróżnia sposób kreacji bohaterów. Którzy są niezwykle prawdziwi, naturalni.. Oni nie są idealni ale w tej nie idealności bardzo prawdziwi właśnie przez co ich historie i doświadczenia tak bardzo trafiają do odbiorcy. Z każdym można się utożsamić, każdego polubić nawet tego „złego” bo autorka nie ocenia bohaterów w żaden sposób, bo przecież któż z nas nie popełnia błędów?
Z książki płynie takie ciepło. Autorka daje miejsce na refleksje, zastanowienie się nad kondycją własnych relacji rodzinnych i skutków podejmowanych decyzji.

Bardzo polecam. To był przyjemny czas z książką.

Jeśli do czegoś miałabym się przyczepić to może przewidywalność pewnych wątków i niekiedy brak wyważenia. Niektóre sytuacje działy się zbyt szybko, nie było przedstawienia procesu i tworzenia się pewnych relacji między bohaterami.

M.

Książki - recenzje

Piękna Młoda żona. Tommy Wieringa

Ta mała książeczka a w zasadzie książeczunia ma w sobie coś naprawdę WIELKIEGO. I nie chodzi mi tu o styl pisarza i sposób przekazu które są niewątpliwie na wysokim poziomie, ale o głębie jaką w sobie zawierają te 128 strony…

O czym? Edward, dojrzały mężczyzna po 40tce pewnego dnia poznaje Ruth, kobietę niezwykle piękną ale i dużo młodszą (dwudziestoparolatkę) „dziewczynę dla której policjanci ten jeden raz przymykają oko a wszyscy kierowcy się zatrzymują” Gdy ją zobaczył przepadł na zawsze i to dosłownie..

Edward i Ruth tworzą związek na pozór idealny bo jak wiadomo nic nigdy nie jest takim jak się wydaje.. Gdy w ich związku pojawia się dziecko, wszystko to co było głęboko skrywane i ukrawane wypływa na powierzchnię z podwójną siłą… Sielanka zamienia się w trudną codzienność, słodycz uroczej Ruth przysłania gorycz monotonii, a Edward przekonuje się że samotność dopada silnej gdy jest się w relacji…

„Piękna młoda żona” to historia ukazująca stopniowy rozkład relacji, relacji która początkowo dawała poczcie spełnienia i satysfakcji a z upływającym czasem dostarczała tyko frustracji i głębokiego rozczarowania…a może tej relacji w ogóle nie było? …
To opowieść o samotności, przemijaniu i o tym, że nasze wyobrażania (o życiu, związkach a nawet drugiej sobie) w zderzeniu z codziennością, trudną rzeczywistością nie mają szans, rozmywają się w mgnieniu oka pozostawiając smak żalu i rezygnacji… O idealizowaniu drugiej osoby i ślepym zapatrzeniu w drugą osobę…

W tych 123 stronach spodziewałam się samej esencji, no bo skoro taka mała „książeczka” to na pewno będzie samo sedno ale autor pozwolił sobie jeszcze na ukrywanie znaczeń i na niemówienie wszystkiego wprost . Głębi i wydźwięków trzeba się doszukiwać, historia też nabiera innego, nowego znaczenia po jej ponownym przeczytaniu… To świadczy o jej wyjątkowości, że w tak cienkiej oprawie kryje się tyle znaczeń
Np za pierwszym razem zakończenie wydawało mi się głupie,trochę bez sensu, ale gdy drugi raz je przeczytałam, odkryłam jak wiele w historii o biednej kurze, było odniesień do relacji głównych bohaterów!

Książka wymaga takiego większego przeanalizowania, rozmyślenia i troszkę rozłożenia na czynniki dlatego nie jest lekturą dla wszystkich, trzeba lubić tego typu książki. Książki z pozoru o niczym, ot błaha historia, jednak tak sensowne w środku. Trzeba samemu wycisnąć tą esencję z poszczególnych słów, dialogów, zdań…

I to wszystko sprawia że, po przeczytaniu, Piękna Młoda żona nie pozwala o sobie zapomnieć…
M.

ps. Z takich technicznych rzeczy mimo nieprzeciętnego stylu nie czyta się łatwo, książka ma w sobie jakiś ciężar. O samej żonie tutaj niewiele, brak mi trochę jej perspektywy i punktu widzenia… Opisy z tyłu książki (wypowiedzi czytelników) jakby trochę nad wyrost, mnie nakierowały na coś innego, tym samym pozostał jakiś niewielki niesmak że nie tego sie spodziewałam…

Książki - recenzje

„Włoski nauczyciel” Tom Rachman

Wielka sztuka, artyzm, Rzym, lata 60-te, Picasso i w tym wszystkim ojciec i syn. Bear i Pinch..
Bear Bavinksy jest cenionym malarzem wśród elity ale przede wszystkim wielkim geniuszem i autorytetem dla syna -Pincha. Bear nie dostrzega jednak uwielbienia ze strony syna gdyż skupia się tylko na sobie, swoich aspiracjach i marzeniach..
Jak wychowanie z takim artystą wpłynie na Pincha i jak ukształtuje go jako mężczyznę? „Co dostajemy w spadku po swoich rodzicach”?

Nie brzmi zachęcająco? Bo tu nie o wartką akcję chodzi… Ta książka to mięsisty kawał psychologicznej opowieści o narcystycznej i autodestrukcyjnej naturze

„Włoski nauczyciel” to portret ludzi uwikłanych w trudną relację, To ukazanie nieustannej pogoni za uznaniem, uwagą, docenieniem i marzeniami. To książka o relacji ojciec-syn, relacji pogmatwanej i smutnej. O relacji matki- dziecko która może być toksyczna, uzależniająca i w pewien sposób może zabijać, wyniszczać…Autor niezwykle umiejętnie pokazuje jak dzieciństwo i dom rodzinny kształtują naszą osobowość i jak wyposażają nas w cechy, sposób myślenia z którymi musimy iść dalej przez życie. To opowieść o tym jak ważna jest miłość i uwaga rodzica względem dziecka, gdyż braków z dzieciństwa nie da się już niczym wypełnić. To historia bohaterów destrukcyjnych, okrutnie nieszczęśliwych i poszukujących własnego spełnienia i miłości oczywiście… A to wszystko na tle pięknej sztuki malarskiej, ważnych postaci i wielkich nazwisk artystów…

Opowieść jest niezwykle złożona i ciężko napisać o czym jest dokładnie bo jest w niej tak wiele znaczeń, tak wiele obrazów ludzkiej natury, zgubności, zaślepienia że nie sposób o wszystkim wspomnieć…
Książka dla tych którzy ponad akcję stawiają bohatera, bo tu on (a w zasadzie oni) jest najważniejszy… ! Dla mnie kreacja Pincha – majstersztyk, genialna!

Nie jestem znawcą literatury ale niewątpliwie mogę napisać że jest to lektura z wyższej półki, napisana osobliwie w wyjątkowym klimacie, z pomysłem.. Język nieprzeciętny, kreacja bohaterów fenomenalna, z sporą dawką psychologii. Coś niesamowitego!
Sztuka i odwołania do Picassa, dodatkowo podkreślają tego osobliwego ducha książki ..

Koniec znakomity, daje wiele do myślenia i jest przysłowiową wisienką ! Jedno zdanie a wywołuje efekt WOW i skłania do głębokiej refleksji

Na pewno nie jest to lektura dla wszystkich, raczej dla czytelnika wymagającego, który lubi coś ambitniejszego, może ciut trudniejszego…

Czy coś mi nie odpowiadało? Na pewno się męczyłam, bo choć napisana nieprzeciętnie, to czyta się opornie i mi było trudno wejść w tę opowieść. Pierwsze 200 stron to była walka i też nie do końca wszystko rozumiałam. Zbyt późno wszystko zaczęło się klarować i układać w taką zrozumiałą całość. I samo malarstwo choć idealnie się tu komponuje to nie jest t moja dziedzina…

Myślę też że książkę doceni się jeszcze bardziej czytając po raz drugi i to mam zamiar za jakiś czas zrobić.
To był dla mnie trudny czas z książką ale niewątpliwie wyjątkowy.
M.

Książki - recenzje

„Idealne małżeństwo” Kimberly Belle

Iris i Will małżeństwo idealne? Tak wygląda, ale jak powszechnie wiadomo nigdy nic nie jest takim jakim się wydaje.. Sielankowy poranek nie zwiastuje tego co ma później nastąpić.. Iris czule żegna się z Willem który wylatuje do Orlando na konferencję, tylko dlaczego Will jest na liście pasażerów samolotu który rozbił się lecąc co Seattle, czyli w totalnie przeciwnym kierunku?

Wraz z informacją o tym, że Will znajdował się na liście pasażerów rozbitego samolotu, Iris zrozumie, że nie znała swojego męża.


„Idealne małżeństwo” to książka o relacji i byciu w związku z drugą osobą, (tutaj o byciu w małżeństwie); o tym że można żyć z człowiekiem, którego się nie zna. O stracie bliskiej osoby, o miłości która potrafi zaburzać racjonalne myślenie i która oślepia. O sile kłamstwa i jego konsekwencjach…


Mam problem z tą książką bo zaczęła się naprawdę dobrze i czytając pierwsze strony myślałam”czemu ma taką niska ocenę” ale później, mniej więcej w połowie, coś się ewidentnie z nią stało. Zaczęła nudzić, napięcie zniknęło, a pojawiła się irytacja i liczenie stron by dobrnąć do końca. Istotną przyczyną tej zmiany była moim zdaniem główna bohaterka która zatrzymała całą akcję. Była bardzo denerwująca, dziwna i pogubiona w myślach okej – była w żałobie ale jakby nie było żadnego progresu i procesu tej żałoby. Jej stan był ciągle taki sam. Uczucia nią miotały, różnie reagowała ale ogólnie nie rozwijała się ani ona ani sama żałoba. Nie odczułam poszczególnych etapów żałoby, i tym samym akcja w żaden sposób nie szla do przodu. Nie wiem w ogóle jak autorka mogla „uczynić” ją psychologiem .. Totalnie jej zachowanie przeczyło aby miała jakiekolwiek pojęcia o emocjach człowieka… Nie znała własnego męża? Nie wiedziała gdzie dorastał, jak się wychował? Nie zauważyła innego, nowego jego zachowania? Dziwne…Jeśli chodzi o Willa ciężko coś o nim napisać, bo Iris całkowicie zdominowała sobą tę historie. Dla mnie on był mało wyrazisty, miałki, taki niemęski.. Jego postawy i zachowania nie jestem w stanie zrozumieć.

Sam pomysł na książkę – genialny. Może powszechny ale „małżeńskie” tematy to ewidentnie moje klimaty i niestety autorka nie wykorzystała tego naprawdę dobrego pomysłu. Początkowy potencjał szybko się ulotnił. Dla mnie małżonkowie byli bardzo niedojrzali i ich kreacja nie odzwierciedliła akcji, historii a tym bardziej istoty ich małżeńskich problemów. Zarówno on jak i ona nie byli dojrzali i nie potrafili oddać charakteru tej sytuacji i tego co się między nimi wydarzyło. Jeśli czytam o małżeństwie,  to oczekuje dojrzałego ukazania  tej relacji i dojrzałych bohaterów. Tutaj ani jednego ani drugiego nie znalazłam .

Przy tego typu książkach z reguły nie ważne jak się zaczyna a istotniejsze jak się kończy.. W „idealnym małżeństwie” początek był o wiele bardziej emocjonujący niż zakończenie. Ten wielki THE END nie udał się. Dziwny i utwierdzający mnie w przekonaniu że główna bohaterka zepsuła tę książkę. Jej zachowanie i stany emocjonalne były bardzo niezrozumiałe…Szkoda, bo myślę że końcówką można było uratować ten słaby środek ale niestety…
 Poza tym narracja w porządku. Dobre pióro i odbiór taki „techniczny”na pewno na plus. Dobra okładka. Prosta, minimalistyczna a ma duży przekaz!

Czy bym poleciła? Nie wiem, bo sama nie do końca wiem co o tej książce myśleć.

M.