Bez kategorii

Wyspa. Małgorzata Kolankowska

„Dlaczego on, dlaczego mój syn”? „Dlaczego my?”

Wyspa to historia małych (i dużych) dzielnych wojowników, toczących nierówną walkę z okrutnym i bezlitosnym przeciwnikiem, i ich dzielnych rodzicach…

Nikt chyba nie spodziewa się tutaj łatwej i przyjemnej lektury . Książka przepełniona jest ludzkim dramatem, wielką niesprawiedliwością losu i przeogromnym bólem naszych bohaterów…

I choć każdy z nas ma inny poziom wrażliwości i inną wytrzymałość emocjonalną więc tym samym z książką poradzi sobie lepiej lub gorzej, to u każdego czytelnika po tej lekturze, coś powinno się zmienić…

Przytoczone tutaj historie chorych dzieci, a zarazem walecznych bohaterów i ich silnych rodziców dobitnie przypominają o kruchości życia i jego wielkiej nieprzewidywalności. Uświadamiają jak mali i bezsilni jesteśmy w obliczu tak potwornego, wielkiego przeciwnika jakim jest choroba nowotworowa. I choć nie da się nawet w kilku procentach zrozumieć tego dramatu i poczuć tego co czują rodzice chorych dzieci jeśli samemu się tego nie doświadczyło, to lektura daje do myślenia i skłania do przewartościowania sobie pewnych kwestii.
Książka też uczy pewnej pokory.

Garść medycznej wiedzy na temat białaczki i transplantologii. Autorka zobrazowała szpitalne życie na najgorszym chyba oddziale- onkologii dziecięcej w sposób łatwy w odbiorze.
W książce znajdziemy nie tylko doświadczenia rodzin, ale też poznamy perspektywę tej drugiej strony a mianowicie- lekarzy, psychologa .

Czyta się dobrze, wręcz chłonie się tę książkę, mimo cholernie trudnego tematu.
A metafora choroby jako Wyspy – FE NO ME NA LNA!

Nie mniej trochę ten reportaż słaby jest jakościowo, chaotyczny, mało konkretny. Mnie w jakimś sensie poruszył tylko z racji tematu, a nie formy przekazu, choć szczerze spodziewałam że wyciśnie mi łzy – a nic takiego się nie zadziało. Uczucia rozmówców oddane może nie do końca przekonywająco.

„Dlaczego on, dlaczego mój syn”? „Dlaczego my?”

Wyspa to historia małych (i dużych) dzielnych wojowników, toczących nierówną walkę z okrutnym i bezlitosnym przeciwnikiem, i ich dzielnych rodzicach…

Nikt chyba nie spodziewa się tutaj łatwej i przyjemnej lektury . Książka przepełniona jest ludzkim dramatem, wielką niesprawiedliwością losu i przeogromnym bólem naszych bohaterów…

I choć każdy z nas ma inny poziom wrażliwości i inną wytrzymałość emocjonalną więc tym samym z książką poradzi sobie lepiej lub gorzej, to u każdego czytelnika po tej lekturze coś powinno się zmienić…

Przytoczone tutaj historie chorych dzieci, a zarazem walecznych bohaterów i ich silnych rodziców dobitnie przypominają o kruchości życia i jego wielkiej nieprzewidywalności. Uświadamiają jak mali i bezsilni jesteśmy w obliczu tak potwornego, wielkiego przeciwnika jakim jest choroba nowotworowa. I choć nie da się nawet w kilku procentach zrozumieć tego dramatu i poczuć tego co czują rodzice chorych dzieci jeśli samemu się tego nie doświadczyło, to lektura daje do myślenia i skłania do przewartościowania sobie pewnych kwestii.
Książka też uczy pewnej pokory.

Garść medycznej wiedzy na temat białaczki i transplantologii. Autorka zobrazowała szpitalne życie na najgorszym chyba oddziale- onkologii dziecięcej w sposób łatwy w odbiorze.
W książce znajdziemy nie tylko doświadczenia rodzin, ale też poznamy perspektywę tej drugiej strony a mianowicie- lekarzy, psychologa .

Czyta się dobrze, wręcz chłonie się tę książkę, mimo cholernie trudnego tematu.
A metafora choroby jako Wyspy – FE NO ME NA LNA!

Nie mniej trochę ten reportaż słaby jest jakościowo, chaotyczny, mało konkretny. Mnie w jakimś sensie poruszył tylko z racji tematu, a nie formy przekazu, choć szczerze spodziewałam że wyciśnie mi łzy – a nic takiego się nie zadziało. Wspomniany wyżej przeogromny ból bohaterów nie zawsze był ujmujący i chwytający za serce….

Czegoś tu zabrakło, ale warto przeczytać.

#wyspa #wydawnictwocyranka #małgorzatakolanowska #recenzjeksiążek #recenzujeksiążki #oksiążcepiszecomyślę