
Uf done! Czytając myślałam że sama będę musiała wziąć jakąś „tabsę” aby aktywować endorfiny albo dostarczyć sobie dopaminę by móc dobrnąć do końca , bo czytanie szło dość opornie.. I choć udało się przeczytać bez wspomagaczy to czas z „Serotoniną” był ciężki…
O czym?
No właśnie gdy skończyłam czytać zadałam sobie to pytanie ” O czym właściwie to było?”
Narratorem jest 46 mężczyzna Florent, który jest na skraju załamania.. Pewnego dnia odkrywa, że jego partnerka regularnie go zdradza i to w sposób dość obsceniczny. Postanawia opuścić ją i swoje dotychczasowe życie. W poczuciu beznadziei wyrusza w poszukiwaniu sensu swojej egzystencji albo (jak kto woli, kwestia interpretacji) zwyczajnie odchodzi bo nie ma zamiaru dłużej żyć z tą „dziwką” (albo jedno i drugie)…
I tak szwenda się po francuskich ulicach i z nostalgią i goryczą opowiada o kobietach, związkach, rodzicach, studiach, o pracy, Unii Europejskiej i francuskiej gospodarce. Nic nie było by w tym nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że Florent żyje tylko dzięki małej, białej, owalnej tabletce „produkującej” hormon szczęścia – serotoninę, bo jak sam mówił „ona (pigułka) pozwala ludziom żyć, a przynajmniej nie umierać-przez pewien czas”… Florent popada w coraz większą depresję i otępienie. Staje się wrakiem człowieka, mężczyzną nieszczęśliwym, okrutnie samotnym, żałosnym w swojej doczesności. Jest chodzącym bólem istnienia..
Czy zwiększenie dawki Captorixu jest w stanie wyciągnąć mężczyznę z dołka?….
Serotonina to książka o ludzkim upadku, ale w sensie egzystencjalnym, o utraconych szansach, o niewykorzystanych okazjach, o czasie który przemija i nie pozostawia złudzeń – coś było i bezpowrotnie odeszło.. Główny bohater robi pewnego rodzaju rozrachunek z życiem, jednak jego bilans nie napawa optymizmem. Na swoim przykładzie chce przestrzec czytelnika przed współczesnymi pułapkami tego świata i trochę uwrażliwić na błędy, które on kiedyś popełnił..
Książka przepełniona jest filozoficznymi rozmyślaniami i interpretacją współczesnej ewolucji, globalizacji i zmieniającego się świata i relacji między ludźmi.
Mam wrażenie że autor chciał odpowiedzieć na pytanie jakie człowiek ma odnaleźć się w tym współczesnym świecie, jak ma żyć gdy nie radzi sobie emocjonalnie, ale chyba nie do końca mu (autorowi) się to udało..
A dlaczego na wstępie napisałam, że nie do końca wiem o czym ta książka jest? Bo oprócz pojedynczych spostrzeżeń, ciekawych rozważań, filozoficznych myśli dla mnie ta książka jest o niczym. Brakuje jej jakiejś puenty, konkretu (koleś błąka się po ulicy, co chwile zmienia miejsce zamieszkania i? co z tego wynika? )
Lubię takie życiowe „rozkminki” i w Serotoninie jest ich dość, jednak książka jako taka nie jest całością. Składa się z interesujących interpretacji rzeczywistości i trafnych ocen ale nic poza tym. Stąd takie poczucie „o czym to właściwie było”.. Zresztą w zestawieniu z kipiącym wręcz mizoginizmem te rozważania wypadają niekiedy słabo a dywagacji o cipkach po którejś stronie miałam już zwyczajnie dość..
Ja nie miałam wcześniej styczności z twórczością Michaela, jednak ponoć taki jego urok. Jego książki są podobno przepełnione autodestrukcyjnymi bohaterami i nieprzyjaznym (delikatnie mówiąc) nastawieniem do płci żeńskiej.. Tutaj to wszystko jest na pewno.
Czytając Serotoninę nie miałam wątpliwości że jest to coś z wyższej półki. Książka ma niesamowity klimat, autor niczym artysta z taką nonszalancją pozwala sobie na urywanie wątków, odpływanie myślami daleko, i choć jest to trudne dla czytelnika, to taki chaos myśli i dłuugich zdań pasują do charakteru książki i samego bohatera..
Na pewno plus za oddanie emocji. Florent zaraża swoim pesymizmem, marazmem i choć z racji tematyki czas z lekturą był ciężki to gratulacje dla autora za takie rzetelne oddanie emocji..Czytelnik cały przesiąka tym fatalizmem, melancholią i ponurością . Nie sposób nie uwierzyć w jego historię. Myślę, że trzeba być naprawdę artystą, albo pisarzem przez wieeelkie P aby stworzyć takiego prawdziwego bohatera i taką narrację.
Po lekturze mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony brak fabuły, konkretu i spójności a z drugiej niebywały klimat, mistrzowska kreacja bohatera i genialna narracja…
Być może ja nie zaliczam się do odbiorców Michaela, nie jestem jego „grupą docelową” a może zwyczajnie nie dorosłam do tego typu lektury.. Serotoninę zapamiętam na pewno, a czy polecam? Tak, ale nie każdemu.
M.
Ps. Mam wrażenie że recenzja jest niedoprecyzowana, niejasna i też o niczym ale chyba jest taka jak Serotonina właśnie.. Więc sam/ sama zdecyduj czy sięgniesz po ksiażke