Książki - recenzje

Serotonina. Michel Houellebecq

Uf done! Czytając myślałam że sama będę musiała wziąć jakąś „tabsę” aby aktywować endorfiny albo dostarczyć sobie dopaminę by móc dobrnąć do końca , bo czytanie szło dość opornie.. I choć udało się przeczytać bez wspomagaczy to czas z „Serotoniną” był ciężki…
O czym?
No właśnie gdy skończyłam czytać zadałam sobie to pytanie ” O czym właściwie to było?”

Narratorem jest 46 mężczyzna Florent, który jest na skraju załamania.. Pewnego dnia odkrywa, że jego partnerka regularnie go zdradza i to w sposób dość obsceniczny. Postanawia opuścić ją i swoje dotychczasowe życie. W poczuciu beznadziei wyrusza w poszukiwaniu sensu swojej egzystencji albo (jak kto woli, kwestia interpretacji) zwyczajnie odchodzi bo nie ma zamiaru dłużej żyć z tą „dziwką” (albo jedno i drugie)…
I tak szwenda się po francuskich ulicach i z nostalgią i goryczą opowiada o kobietach, związkach, rodzicach, studiach, o pracy, Unii Europejskiej i francuskiej gospodarce. Nic nie było by w tym nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że Florent żyje tylko dzięki małej, białej, owalnej tabletce „produkującej” hormon szczęścia – serotoninę, bo jak sam mówił „ona (pigułka) pozwala ludziom żyć, a przynajmniej nie umierać-przez pewien czas”… Florent popada w coraz większą depresję i otępienie. Staje się wrakiem człowieka, mężczyzną nieszczęśliwym, okrutnie samotnym, żałosnym w swojej doczesności. Jest chodzącym bólem istnienia..
Czy zwiększenie dawki Captorixu jest w stanie wyciągnąć mężczyznę z dołka?….

Serotonina to książka o ludzkim upadku, ale w sensie egzystencjalnym, o utraconych szansach, o niewykorzystanych okazjach, o czasie który przemija i nie pozostawia złudzeń – coś było i bezpowrotnie odeszło.. Główny bohater robi pewnego rodzaju rozrachunek z życiem, jednak jego bilans nie napawa optymizmem. Na swoim przykładzie chce przestrzec czytelnika przed współczesnymi pułapkami tego świata i trochę uwrażliwić na błędy, które on kiedyś popełnił..
Książka przepełniona jest filozoficznymi rozmyślaniami i interpretacją współczesnej ewolucji, globalizacji i zmieniającego się świata i relacji między ludźmi.
Mam wrażenie że autor chciał odpowiedzieć na pytanie jakie człowiek ma odnaleźć się w tym współczesnym świecie, jak ma żyć gdy nie radzi sobie emocjonalnie, ale chyba nie do końca mu (autorowi) się to udało..

A dlaczego na wstępie napisałam, że nie do końca wiem o czym ta książka jest? Bo oprócz pojedynczych spostrzeżeń, ciekawych rozważań, filozoficznych myśli dla mnie ta książka jest o niczym. Brakuje jej jakiejś puenty, konkretu (koleś błąka się po ulicy, co chwile zmienia miejsce zamieszkania i? co z tego wynika? )
Lubię takie życiowe „rozkminki” i w Serotoninie jest ich dość, jednak książka jako taka nie jest całością. Składa się z interesujących interpretacji rzeczywistości i trafnych ocen ale nic poza tym. Stąd takie poczucie „o czym to właściwie było”.. Zresztą w zestawieniu z kipiącym wręcz mizoginizmem te rozważania wypadają niekiedy słabo a dywagacji o cipkach po którejś stronie miałam już zwyczajnie dość..
Ja nie miałam wcześniej styczności z twórczością Michaela, jednak ponoć taki jego urok. Jego książki są podobno przepełnione autodestrukcyjnymi bohaterami i nieprzyjaznym (delikatnie mówiąc) nastawieniem do płci żeńskiej.. Tutaj to wszystko jest na pewno.

Czytając Serotoninę nie miałam wątpliwości że jest to coś z wyższej półki. Książka ma niesamowity klimat, autor niczym artysta z taką nonszalancją pozwala sobie na urywanie wątków, odpływanie myślami daleko, i choć jest to trudne dla czytelnika, to taki chaos myśli i dłuugich zdań pasują do charakteru książki i samego bohatera..
Na pewno plus za oddanie emocji. Florent zaraża swoim pesymizmem, marazmem i choć z racji tematyki czas z lekturą był ciężki to gratulacje dla autora za takie rzetelne oddanie emocji..Czytelnik cały przesiąka tym fatalizmem, melancholią i ponurością . Nie sposób nie uwierzyć w jego historię. Myślę, że trzeba być naprawdę artystą, albo pisarzem przez wieeelkie P aby stworzyć takiego prawdziwego bohatera i taką narrację.

Po lekturze mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony brak fabuły, konkretu i spójności a z drugiej niebywały klimat, mistrzowska kreacja bohatera i genialna narracja…
Być może ja nie zaliczam się do odbiorców Michaela, nie jestem jego „grupą docelową” a może zwyczajnie nie dorosłam do tego typu lektury.. Serotoninę zapamiętam na pewno, a czy polecam? Tak, ale nie każdemu.
M.
Ps. Mam wrażenie że recenzja jest niedoprecyzowana, niejasna i też o niczym ale chyba jest taka jak Serotonina właśnie.. Więc sam/ sama zdecyduj czy sięgniesz po ksiażke

Książki - recenzje

Plotka. Lesley Kara

Thriller a może raczej thriller’unio?..

Plotka inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami z lat 60tych. Kiedy to 11 letnia dziewczynka Mary Bell zabiła dwóch małych chłopców. Po 20 latach odsiadki, kobieta wyszła z więzienia, otrzymała nową tożsamość i zaczęła nowe życie..
I w książce motyw jest bardzo podobny..

Akcja dzieje się w pięknym, nadmorskim, malowniczym miasteczku Flinstead. To tu, pewnego dnia, w luźnej rozmowie Joanna usłyszała, że w Flinstead pod nowym imieniem i nazwiskiem zamieszkała słynna morderczyni – Sally McGowan. To ona jako nieletnia dziewczyna wbiła nóż w plecy małemu chłopcu… Joanna początkowo nie przejmuje się tą wiadomością jednak później z pewnych powodów powtarza ją dalej.. Tym samym plotka rozprzestrzenia się wśród mieszkańców siejąc zamęt i niemałe poruszenie…
Z każdym kolejnym echem, plotka nabiera nowego wydźwięku i zaczyna „żyć swoim życiem”. Joanna stara się bagatelizować to całe zamieszanie jednak gdy na szkolnej gazetce widzi zdjęcie swojego synka Alfiego z nożem wbitym w jego serce, nie może przestać myśleć o Sally MacGowan….
Joanna nie cofnie wypowiedzianych słów, ale czy zatrzyma tę plotkę lub zmieni jej bieg by odzyskać spokój i uchronić swojego ukochanego synka? Tego oczywiście nie zdradzę, ale napiszę czy warto się tego dowiedzieć…

Plotka na pewno jest ciekawą książką, pomysł genialny i intrygujący, jednak czegoś mi tu zabrakło
Książka ma wszystko, co dobry thriller mieć powinien, czyli jest to takie „tropienie”, autorka z każdą stroną rzuca nowy cień na sprawę i tym samym co chwilę inna osoba wydaje się być podejrzaną, do końca praktycznie nie wiadomo kto jest dawną Sally; jest dramaturgia bohatera, ukazana jego mroczna strona (chociaż nie tak bardzo mroczna..); jest wątek psychologiczny, autorka pokazuje jak piętno morderstwa odcisnęło się na niektórych postaciach, ale też ciekawy jest bardzo wątek nowej tożsamości osób wcześniej skazanych i ochrony świadków ; i oczywiście zakończenie. Tu wielki THE END jest naprawdę niespodziewany, zaskakujący i zmienia dotychczasowy bieg akcji. Jednak brak w tym wszystkim takiego napięcia, pazura,a dobry thriller powinien go mieć, dlatego napisałam na wstępie „thrillerunio”. Książka bardziej przypomina mi powieść obyczajową z wątkami dreszczowca. Autorka nie złapała mnie w sidła, spokojnie mogłam odłożyć książkę na później, a fani thrillerów wiedzą, że autem tego gatunku jest właśnie ta „nieodkładalność”. Trzeba się dowiedzieć kto jest kim i koniec, świat poza książką nie istnieje. I tu właśnie tego nie było.

Trochę też w książce panuje chaos przez dużą ilość bohaterów. Dobrze trzeba się wczytać by wiedzieć kto jest kim. Ja miałam problem z zapamiętaniem i rozróżnieniem niektórych kobiet. Też autorka wiele o nich nie opowiada, są tylko jakieś wzmianki i trudno mi było dopasować skąd one się znają, gdzie mieszkają, czym się zajmują a w kontekście odkrywanie która z nich może być dawną Sally jest to ważne.
Joanna jest można powiedzieć główną bohaterką, jednak wydaje się być mało konkretna. Nie jest dość charakterystyczna, nie ma jakiejś specjalnej cechy która by ją wyróżniała od innych..Wydaje mi się taka zbyt miękka jak na ten rodzaj historii..

Autorka też prócz inspiracji dawnymi wydarzeniami, obrazuje jak silna jest miłość matki do dziecka. Uczucie to jest tak silne i mocne, że jest ponad wszystko i trwa mimo wszystko. Joanna by chronić Alfiego jest w stanie zrobić wiele, tak samo jak dla Joanny jej matka.. Dobrze też zilustrowany jest problem akceptacji i adaptacji w nowym środowisku. Joanna wykorzystuje swoją władzę, „COŚ” wie i by być częścią pewnej grupy puszcza plotkę jednak jak później sobie uzmysławia „plotka może zabić”. Autorka rzetelnie ukazuje skutki niesprawiedliwego oczerniania innych, bezpodstawnych oskarżeń i niedotrzymywania tajemnic…

Chyba napisałam wystarczająco. Uważam, że książka warta jest przeczytania. Jest ciekawa, i mimo tematu przyjemna. Także zdecydowanie warto dowiedzieć się która z bohaterek okazała się sławną morderczynią Sally.
Plotka jest jak dobre danie tylko bez wystarczającej ilości pieprzu, a jak wiadomo nie każdy lubi na ostro,. Enjoy!

M.

Książki - recenzje

Milion nowych chwil. Katherine Center

17 lipca premierę będzie miała (myślę że nie nadużyje słowa) jedna z piękniejszych książek tego roku… Zapamiętajcie tę datę albo, nie czekajcie do środy i od razu zamawiajcie!!

O czym?
Margaret miała wszystko, a na pewno wszystko mieć mogła bo świat stawał przed nią otworem. Była piękna, młoda, zdolna. Nowa praca to była tylko formalność, upragnione nowe mieszkanie było już tuż tuż a to wszystko u boku wymarzonego mężczyzny. Można było pomyśleć: „ta to ma życie”. Jednak los bywa bardzo przewrotny…
W dniu wyśnionych i wyczekiwanych zaręczyn los postanowił mocno doświadczyć Margaret.. Kobieta wraz z ukochanym ulega wypadkowi i odtąd nic w jej życiu już nie będzie takie samo.. Wszystkie plany, marzenia, oczekiwania pryskają jak bańka mydlana. Margaret nowe mieszkanie zamieni na salę szpitalną, a szpilki na wózek inwalidzki…
Jak kobieta odnajdzie się w nowej, jakże trudnej i bolesnej rzeczywistości?
Wraz z Maggie przejdziemy przez najtrudniejszy okres jej życia. W szpitalnej sali zmierzymy się z bólem, smutkiem, żalem, niesprawiedliwością i niezrozumieniem, ale nie zabraknie też dobrych i pozytywnych emocji…

To książka o przewartościowaniu życia, bo jeszcze wczoraj Maggie osiągała sukcesy, pokonywała szczeble wielkiej kariery a dziś największym jej osiągnięciem jest to że może samodzielnie oddać mocz… To książka o miłości prawdziwej która jest ponad wszystko i mimo wszystko, o siostrzanej przyjaźni i o tym jak wielką siłę daje wsparcie bliskich w ciężkich dla nas chwilach.. A także o wewnętrznej sile, jaką w sobie nosimy, determinacji i odwadze do pokonywania barier..
Oprócz wątku Maggie, jej przewrotności losu, ważny jest także wątek ludzkiej choroby, niepełnosprawności która odziera z godności, z poczucia własnej wartości. W książce przewija się także wątek rodzinnych sekretów, tajemnic…

Atutem książki niewątpliwie są bohaterowie, którzy ukazani zostali baaardzo realnie i czytając miałam wrażenie, że oni naprawdę istnieją, a cała ta historia gdzieś tam na odległym kontynencie faktycznie się wydarzyła. Bohaterowie także niosą konkretny przekaz dla czytelnika..
Siostra Maggie to synonim swobodnego i luźnego podejścia do życia i stwierdzenia że odrobina szaleństwa nigdy nie zaszkodzi, a także uświadamia, że pozytywne nastawienie może działać cuda. Mama Margaret to przykład kobiety o wielkich ambicjach, ale bardzo zagubionej. Jest przykładem, że w życiu zawsze najważniejsza jest miłość i szczerość. Ojciec Maggie to taki prawdziwy, kochany tata, do którego zawsze można przyjść po spokój, radę, ukojenie i wsparcia.. Cała rodzina tworzy obraz ludzi, którzy popełniają błędy, ale w chwilach ważnych potrafią się zjednoczyć i walczyć o siebie nawzajem, bo miłość i rodzina zawsze będą ponad wszystko.
Dialogi również zasługują na wróżenie, są zabawne, trafne i prawdziwe. Mieszanka żartu z refleksją. Mądrości życiowej z humorem. Wszystko napisane słowem w sedno. Emocje umiejętnie ubrane w słowa.

Ja wiem że podobnych historii jest mnóstwo, jednak ta zasadniczo się od nich różni, dlaczego? Bo napisana jest tak, że nie można się smucić. O cholernie trudnych doświadczeniach autorka pisze z wielką nadzieją, w sposób lekki, piękny, a nawet zabawny. Opowieść przesiąknięta jest humorem, wiarą we własne możliwości i wiarą w ludzi.
Margaret na swoim przykładzie pokazuje że ciężko jest pogodzić się z losem. Wypadek niczego dobrego nie przyniósł, ale akceptacja nowej rzeczywistości pozwala widzieć rzeczy inaczej i paradoksalnie im więcej w życiu Maggie smutku , tym łatwiej jej odnaleźć radość w prostych, codziennych rzeczach… Czemu wcześniej ich nie dostrzegała?

Autorka tą opowieścią daje jasny przekaz by łapać chwile, doceniać to co mamy i uświadamia, że w życiu może być wiele różnych, pięknych zakończeń. Często coś planujemy, bezgranicznie dążymy by osiągnąć wyznaczony cel a życie krzyżuje nasze plany. Tylko skąd wiemy co dla nas tak naprawdę jest dobre i jaka ścieżka będzie najlepsza? Może czasem wystarczy zaufać losowi, trochę mu się poddać i iść na przód, nie patrzeć wstecz….
Wszystko zależy od nas samych i od naszego spojrzenia na życie, czy ta przysłowiowa szklanka wypełniona wodą, będzie do połowy pusta czy do połowy pełna…

To jest must read tego roku! Naprawdę!
M.

Książki - recenzje

Jak sobie odpuścić . (Nie) poradnik rodzicielski.

magdakpisze.home.blog

W dobie „nadambitnego” rodzicielstwa; markowych ciuszków, eco jedzenia dla dzieci; miliona dodatkowych zajęć po szkole, presji, wyścigów o lepsze oceny, o lepszą pozycję w szkole; w dobie insta-matek mówiących jak żyć, jak wychowywać, matek promujących to jest dobre dla twojego dziecka (nie mając o tym pojęcia); w czasach gdzie zewsząd płyną rady jak dbać o dziecko , krytykując oczywiście to co robisz; markowych wózków, design’erskich smoczków i butelek, odważnie jest napisać książkę która propaguje leniwe wychowywanie dzieci, bez wysiłku, bez rad innych. Promuje rodzicielstwo z dystansem i wielkim luzie, bez spiny i wydawania hajsu na markowe zabawki..

cyt. „Kiedy wasz potomek, spojrzy wstecz na swoje dzieciństwo, będzie miał w nosie to, czy wybraliście właściwą markę wózka czy kupowaliście mu intelektualnie stymulujące zabawki sygnowane nazwiskiem słynnego fizyka”

James Breakwell, ojciec czwórki dzieci napisał nie(poradnik) rodzicielski czyli książkę, wyjaśniającą jak można wychować dziecko na szczęśliwego dorosłego bez rad, presji, frustracji i wypruwania sobie żył.. To (nie) poradnik wiec niczego tu nie musisz, autor niczego ci nie każe, nie radzi. W prześmiewczy sposób pokazuje jak nadambitni rodzice pod presją innych osób, otoczenia, bezmyślnych rad popadają w skrajność jakiegoś perfekcyjnego wychowania, które tak naprawdę nie istnieje…
Autor porusza takie sfery rodzicielstwa i wychowania jak ubiór dziecka, jedzenie, edukacja, pasje, pokój dziecka, układanie przyszłości i wiele innych. Czyli wszystkie sfery z którymi rodzic musi się w swoim rodzicielstwie uporać. Nadambitnym rodzicom zarzuca nadmierne starania, wyolbrzymianie, przesadność i nadgorliwość. Czytelnika (rodzica) chce zarazić luzem, swobodą i akceptacją tego, że idealnym rodzicem nigdy nie będziemy, bo nie da się nim być, po prostu. Idealny rodzic nie istnieje. Im szybciej to zrozumiemy tym lepiej będzie nam się żyło i wychowamy swoje dziecko na fajnego i szczęśliwego dorosłego.

Moja opinia?
Mi nie podobał się styl w jakim została napisana książka, nie odpowiadał mi sposób w jaki autor chciał wejść w polemikę z czytelnikiem. Nie moje poczucie humoru, myślę że gdybym spotkała tego pana gdzieś to bym go nie polubiła, ale myślę że akurat nie jest to tak ważne.
Książkę trzeba traktować z dużym przymrożeniem oka i z dystansem. Mnóstwo w niej ironii i sarkazmów. Nie brać dosłownie, odpuścić, czytać na luzie, z przymrużeniem oka.
Poradniki mają to do siebie, że nie można czytać i brać z nich wszystkiego, ślepo podążać za tym, co ktoś napisał, tak samo uważać, ale wybrać z nich dla siebie te rady, spostrzeżenia które rozumiemy, które do nas przemawiają, którym ufamy i które są zgodne z naszym punktem widzenia i tak też powinno być w tym przypadku chociaż nie wiem czy stąd coś wezmę dla siebie…
Punkt widzenia autora no bardzo specyficzny… raczej nie dla mnie.

ALE! Takie książki jak ta są ważne i potrzebne w dzisiejszym świecie, gdzie każdy tylko prześciga się w mówieniu co jest lepsze dla nas i dla naszych dzieci. Rodzicu, ty wiesz co jest do niego najlepsze, ty sam, nikt inny!
Nie porównujmy się, nie oceniajmy się nawzajem. Możemy się inspirować, wymieniać poglądami na temat wychowania, ale nie ślepo naśladować i mówić co kto i jak ma robić.

cyt. „Każdy kto powie wam, że źle wychowujecie dziecko, nie ma racji, bo zakłada po prostu, że jakaś racja istnieje(..)Pozbądźcie się przekonania, że was sposób (wychowania) to jedyny sposób.”

Dajmy sobie szansę na błędy, zróbmy miejsce na luz, wychowujmy bez presji.

O tym wszystkim pisze właśnie James, baardzo wyluzowany tata. Autor odpowie też na pytanie, czy da się uchronić dziecko przed niebezpieczeństwami tego świata, mass mediami i telewizją, której tak się boją rodzice. Będzie też o dzieciństwie Abrahama Lincolna i.. Stalina. Czy ich rodzice byli nadambitni?

Jeśli ktoś zainteresowany niech sięga po książkę. Bez obaw, czyta się szybko, dzieci wybaczą, pewnie chętnie by w tym czasie obejrzały bajkę..

M.

Książki - recenzje

Tam, gdzie serce twoje. Krystyna Mirek.

Ach co to był za miły i przyjemny czas z książką..Ciepła, mądra i życiowa.

O czym?
Małżeństwo Laury od dawna nie jest idealne. Kobieta od dłuższego czasu dusi się w związku, nie jest sobą. Pewnej nocy postanawia odejść od męża i ucieka z rodzinnego Krakowa do Sopotu by tam zacząć nowe życie bez ciągłej presji, wielkich oczekiwań i bolesnych rozczarowań.. Wyrusza na drugi koniec Polski by odnaleźć siebie i „odzyskać swoje serce”. Paweł, mąż Laury, choć też rozczarowany małżeństwem, nie spodziewał się na pewno takiego kroku ze strony żony. Jak ta decyzja wpłynie na niego i jego lekarską karierę?

Laura w swoim „nowym życiu”, w Sopocie spotyka m. in. schorowanego i samotnego Alberta – poławiacza bursztynów, który kilka lat wcześniej wyłowił piękne złoże tego cudownego surowca, jednak ukrył je głęboko. Teraz gdy chciałby się podzielić ze światem swoim okazem okazuje się że tak na prawdę nie ma z kim dzielić swojego sukcesu.. Laura zaprzyjaźni się także z Błażejem, zakompleksionym sąsiadem, który zagubił gdzieś poczucie swojej męskości i własnej wartości; Hubertem – przystojnym właścicielem pensjonatu o wielkim, ale smutnym sercu; Emilią – samotną staruszką, której życie z dnia na dzień ucieka…
Przyjazd Laury nad morze, okaże się nieprzypadkowy i wpłynie na losy poznanych tam osób a także znacząco odbije się w życiu rodzinnym jej męża

Wierzę że w życiu wszystko jest po coś, nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet przelotne znajomości i krótkie spotkania zdarzają się w naszym życiu z jakiegoś powodu i autorka też to potwierdza na przykładzie głównej bohaterki. Laury życie potoczyło się tak by mogła znaleźć się w odpowiednim czasie w Sopocie by wszyscy bohaterowie książki mieli szansę na zmianę.. Książka jest niezwykle mądra w swojej prostocie, mówi o tym o czym każdy niby wie a tak często zapomina.. czyli o tym że życie jest tu i teraz, że czasem jest za późno na drugą szansę a także o tym że miłość, przyjaźń, szczere relacje zawsze powinny być na pierwszym miejscu bo nic nie jest ważniejsze od miłości, rodziny i zdrowia..
To książka o wybaczaniu, drugiej szansie, przemijaniu i ludzkich wyborach, które zawsze niosą za sobą mniejsze lub większe konsekwencje. Także o instytucji małżeństwa, która nie pielęgnowana usycha. Bardzo trafnie przedstawiona relacja Laury i Pawła. Rutyna która wkradła się do domu małżonków, zabrała to co było niegdyś piękne i łączące a przyniosła gorycz, frustrację i rozczarowanie…
Jest też o nas, samych. Bohaterowie są naszym odbiciem lustrzanym. Są pogubieni, nieidealni ale w tej „nieidealności” niezwykle prawdziwi… I za tą świadomość swoich wad (którą nabierają z czasem) bardzo ich polubiłam. Są przykładem że nikt z nas nie jest doskonały, każdy popełnia błędy i dokonuje nietrafionych wyborów, ale świadomość swoich złych decyzji i wad jest kluczem do zmiany i może być początkiem czegoś lepszego w życiu…
Książka nie jest jakąś z wyższej półki, jest z tych zwyczajnych, ale podobało mi się to, że w takiej błahej historii, autorka poruszyła tak ważne tematy i i zrobiła to w niezwykle przyjemny sposób, bo książkę czyta się lekko, bije z niej jakieś takie ciepło i serdeczność. Czasem mniej znaczy więcej. Bo fabuła nie jest jakaś wielka, fascynująca, dość przewidywalna, bohaterowie tak jak pisałam mili, przyjemni ale niespecjalnie mocno wykreowani ( np 3 przyjaciół zajmuje się łowieniem bursztynów, każdy ma złamane serce – więc podobni, dużo mają wspólnych cech, autorka nie wysiliła się na jakieś rozbudowanie ich osobowości), ale Pani Krystyna potrafiła przekazać to co istotne, zmusić do refleksji a to przecież jest najważniejsze..
Mnie poruszyła, na pewno będę pamiętać tę książkę.. Idealna na każdą porę roku i w każdym momencie życia, ale letnia aura sprzyja zdecydowanie takim książkom no i jeszcze ten Sopot…. Polecam .
M.