Po przeczytaniu dwóch części „Pokolenie Ikea” i „Brud”, obiecałam sobie ,że nie sięgnę więcej po twórczość Piotra C .. jednak no cóż, wyszło tak, że skończyłam właśnie jego ostatnio wydaną książkę pt # to o nas.
I co mamy w książce? Po raz kolejny autor prowadzi nas ulicami „Warszawki”, tej jakże nowoczesnej, tej bez kręgosłupa moralnego, tej zepsutej, zamieszkałej przez niezaspokojonych wciąż użytkowników Tindera. Warszawy gdzie Prosecco leje się z kranu a seks zamawia się jak pizze. Ale po kolei.
Główni bohaterowie to
Krzysztof, 30 latek. Duży chłopiec, który nie ma planów na przyszłość. Żyje z dnia na dzień, grając na konsoli i zaspokajając się przy filmikach porno.
Agata, niezależna, wyzwolona, nowoczesna kobieta. Nie ma pomysłu na siebie i swoje dalsze życie. Ciągle poszukuje choć sama nie wie czego.
Oprócz naszych dwóch głównych bohaterów mamy także Suchego (kolegę Krzysztofa)- nie wiem jak go nazwać bo na pewno nie mężczyzną, nie człowiekiem. To zwykła świnia, dupek który we wszystko wcisnąłby swoje przyrodzenie, ale na pewno nie zadbałby o swoją uroczą żonę Poznajemy także Paulę (przyjaciółkę Agaty) kobietę nieszczęśliwie zakochaną, która z „miłości” daje się oszukiwać i lekceważyć. Jest także Olgierd, kolega Agaty z pracy. Duży chłopiec, który chce mieć wiecznie 20 lat, fajne ciało, intensywne życie. Rozpoczyna zatem nowy etap, gdzie nie ma zobowiązań, gdzie żyje się tu i teraz, gdzie chwile, jak u nastolatków, bywają spontaniczne i dzikie..
Książka # to o nas,opowiada o życiu wyżej wspomnianych 30latków. Z nimi spędzamy kolejne strony książki na ostrych imprezach, dzikim seksie, codziennej pracy, ale też na kartkach nie brakuje samotnych nocy i rozczarowujących poranków. Książka przedstawia nie tyle o losy głównych bohaterów- Agaty i Krzysztofa, co jest portretem współczesnego 30latka/ latki którzy w dniu swoich 30stych urodzin zadają sobie pytania : kim jestem?, dokąd zmierzam?, co dalej ze mną, z moim życiem?
I teraz zaczynamy . To na pewno najlepsza i najdojrzalsza książka tego autora. W porównaniu z poprzednimi jest spójna, jest o czymś. Oczywiście słowo ku*** jest odmienione tu przez wszystkie przypadki, jak i inne wulgaryzmy, które pojawiają się niemal w każdym zdaniu (dobra nie w każdym ale prawie). Stosunki płciowe również nie są opisane w kontekście lirycznych uniesień a przedstawione jako zwykłe rżnięcie zawsze rozpoczynające się włożeniem członka do czyichś ust. Nie doświadczymy tu wyrafinowanej literatury i subtelnego języka, więc może Piotra C nie jest najlepszym pisarzem to jednak obserwatorem jest naprawdę dobrym. Obserwuje ludzi i to co pomiędzy nimi się dzieje i potrafi o tym napisać, po prostu, bez ogródek.
Są głosy, że to książka żenada, bo co to za język, co to za forma, o czym to w ogóle jest, gdzie głębia. Tak się może wydawać, jednak ja widzę tu przekaz książki i konkretny komunikat, bardzo ważny: po kątach dużych, pięknych, wypasionych mieszkań ludzi sukcesu, ludzi do których aspirujemy, skrzętnie ukrywa się okrutna samotność.
Bo jak to jest, że Agata i Krzysztof choć materialnie ustawieni, z dobrą pracą, fajną własną chatą, stabilną praca są tak bardzo samotni. Choć na pierwszy rzut oka mają wszystko to ciągle poszukują sensu życia, szczęścia….Jednak pojęcie szczęścia nie jest dla nich jasne, nie wiedzą czym właściwie ono jest..Tego szczęścia szukają w alkoholu, seksie, ale na pewno nie w szczerej relacji z drugim człowiekiem. Świat teraz pełny jest wszystkiego, wszystko jest w zasięgu ręki. Portale społecznościowe dają możliwość bycia kim tylko się chce, ale zabijają to kim jesteśmy naprawdę. Przez co tak bardzo stajemy się zagubieni.. Na pozór twardzi, jak e stali, w środku jak potłuczone szkło…
Książka generalnie łatwa w odbierze, mnie czasem gorszyła i nie miałam ochoty czytać więcej o członkach i dupach, czasem śmieszyła ale koniec końców mnie zasmuciła, bo wierzę, że istnieją takie rzeczywistości jakie opisuje autor, gdzie drugi człowiek jest nikim i ma tylko pomóc innym się zaspokoić, gdzie nie liczy się jaki jesteś naprawdę, ale jaki masz ranking, gdzie ludzie nie znają słowa miłość i poświęcenie też nic nie znaczy, gdzie szanują cię tylko za to jak wyglądasz i ile posiadasz, a nie za to kim jesteś. Czy to o nas?
Nie wiem czy tytuł # to o nas ma oznaczać, że to właśnie o nas, że tacy teraz jesteśmy jak pisze autor, ale taki teraz jest świat, a świat tworzą ludzie…
Gdy słyszymy macierzyństwo mamy różne pierwsze skojarzenia. Nieograniczona miłość, ciężka harówa, nieprzespane noce, praca 24 na dobę przez 7 dni w tygodniu, najtrudniejsza życiowa misja i można by tak wymieniać bez końca.. Dla każdej mamy pewnie macierzyństwo oznacza coś innego, dla mnie ostatnio to synonim wyrzutów sumienia…
Są takie dni w życiu mamy kiedy słowa „mam dość” to za mało. Kiedy każdy krzyk, pisk malucha wywołuje drżenie rąk. Kiedy po setnym „nie wolno, zostaw” bezradnie się odpuszcza. Kiedy zmęczenie wywołuje bezsilność. Kiedy zamknięcie się w łazience i napełnienie łzami wanny nie wystarcza…
To takie dni kiedy nadchodzi apogeum. Kiedy widzimy kres własnej wytrzymałości, kiedy emocji jest za dużo i wylewają się z nas każdą możliwą stroną.. Kiedy mamy zwyczajne dość, macierzyństwa, codzienności, dzieci i siebie..
Wtedy łatwo o rozsiewanie nerwów po kątach mieszkania. Uniesiony głos wybrzmiewa częściej i częściej, zniechęcone odpuszczamy z myślą w głowie „a dobra niech ogląda te bajki i da mi spokój, weź to i już nie płacz, idź i daj mi spokój”…
I nadchodzi ten piękny moment wieczorem gdy dzieciaki śpią i można wszystko z siebie wypłakać, wyrzucić ale nie ma spokoju.. Wnaszej głowie budzą się głosy..
Nie byłaś dzisiaj dobra mamą
Byłaś słaba. Dałaś się ponieść emocjom. Pokonała cię codzienność.
Ten dzieciaczek nie zasługiwał na to, zasługuje na dużo więcej droga mamo.
Krzyknęłaś na dziecko? No jak mogłaś.
Zobacz, twoja koleżanka na insta pokazała, że można z dzieckiem spędzić kreatywnie czas.
Mogłaś dać z siebie więcej a ty odpuściłaś. Włączyłaś bajki bo ci się nie chciało. Twórczą zabawę zastąpiłaś smartfonem , zamówiłaś pizze zamiast ugotować warzywka.
Ten dzień mógł być lepszy ale ty go zepsułaś. Nawet wyjść z domu ci się nie chciało
Chata nieogarnięta, staremu się oberwało.
Wyrzuty sumienia, że można było inaczej, lepiej. Dlaczego zmęczenie wzięło górę? Dlaczego tak łatwo się dałam? Przecież ten dzień mógł być inny.. Zalewasz się łzami (czasem winem albo jednym i drugim) , masz pretensje do siebie. I choć padnięta to obiecujesz sobie, że następnego dnia staniesz silniejsza, będziesz lepszą mamą, lepszą gospodynią..
I nadchodzi to jutro które budzi cię tymi wieczornymi wyrzutami sumienia i wstajesz nadzieją, że dziś będzie inaczej, że pokierujesz tym dniem lepiej. Że będziesz lepszą mamą ..
Jednak już po chwili znowu zmęczenie daje się we znaki, dziecko nie współpracuje, buntuje się, stary zostawił nieumyte naczynia i pisze że musi zostać dłużej i musisz poradzić sobie sama..Poddajesz się, zwyczajnie chcesz uciec, wyskoczyć przez okno, zamknąć się w łazience na wieczność. A miało być dziś inaczej przecież, pamiętasz?
….
Odkąd zostałam mamą wyrzuty sumienia mnie nie opuszczają, są ze mną każdego wieczora… Dni bywają różne i za każdym razem gdy idę przed spaniem zobaczyć czy śpią moi chłopcy czuję wielką gulę w gardle, czuje, że nie wykorzystałam dnia najlepiej, że nie dałam z siebie maksa. Długo się z tym biłam i bije wciąż jednak mniej bo jestem świadoma, że tam gdzie jest prawdziwa miłość wyrzuty sumienia są zawsze. Bo zawsze dla tej osoby, którą się kocha można i chce się robić, więcej, mocniej, lepiej, bardziej. I choćby się stanęło na głowie, to zawsze jest poczucie że to za mało… Tak to już jest i będzie pewnie do końca.. Wyrzuty sumienia są nieodłącznym elementem macierzyństwa tak samo jak poczucie goryczy, niezadowolenia z siebie. Dajmy sobie miejsce na niedoskonałość. Choć każda mama jest super bohaterką, ma też prawo jak każdy człowiek do chwil słabości.. i nie ma tym niczego złego… To znak, że jeszcze nie sfiksowałyśmy 🙂
Gdyby ktoś miał kiedyś stworzyć reklamę telewizyjną propagującą macierzyństwo to wyobrażam sobie ją mniej więcej tak : Przystojny pan w eleganckim garniturze, z szerokim uśmiechem odsłaniającym zęby białe i proste jak klawisze fortepianu, gestykulując jak wytworny prezenter, stojąc na tle nieustannie rozemocjonowanego i pulsującego Las Vegas mówi : chcesz przeżyć niesamowitą, niewyobrażalnie długą podroż w nieznane, gdzie strach miesza się z ekscytacją? Istny rollercoaster emocjonalny, codzienna dawka adrenaliny, kalejdoskop uczuć, wachlarz wszystkich możliwych stanów emocjonalnych w jednej sekundzie. Chcesz poznać swoje granice możliwości i wytrzymałości? Nawet nie wiesz ile jesteś w stanie znieść!… Kiedyś kolega zarzucił sucharem : Magda wiesz co to choroba przeciwieństw? … sraczka. rzadko i często. Tak wiem sucho się zrobiło i pewnie nie najlepsze rozpoczęcie posta ale teraz miałabym dla kolegi odpowiedz: Wojtek wiesz co to za osoba, która w jednej sekundzie, potrafi jednocześnie rzygać tęczą i wylewać przy łzy rozpaczy? To matka. No bo drogie mamy, kto jak nie my, potrafi w tym samym czasie kochać macierzyństwo i szczerze go nie lubić?
Macierzyństwo to stan nieustannych przeciwieństw. Nikt oprócz mam tego nie zrozumie, że wieczorem po ciężkim dniu, można dziękować Bogu że nastała ta najpiękniejsza godzina dnia o której zasypiają te małe potwory jednocześnie tęskniąc już za nimi i wyczekując dnia następnego by znów je przytulić.. Że są momenty gdy chciałoby się udusić te stworki, wysłać na planetę odległą, z której nie ma powrotu jednocześnie kochając do granic możliwości, nigdy nie oddając nikomu, za nic w świecie.
Tylko mama potrafi patrzeć wieczorem na te śpiące aniołki, wzruszać się widząc jak rosną, jak rozwijają się.. „Jejku mój duży bohater, ma już 3 latka” Przeklinając tym samym czas że jest okrutny, że za szybko mija, że mógłby stanąć w miejscu. Myśli: „Niech on ciągle będzie taki słodki, taki malutki.”
Tylko my, matki szukamy możliwości ucieczki, wyjścia choćby do Biedry, choćby na pół godziny.. Ale gdy mamy już taką możliwość i jesteśmy poza domem to pędzimy i biegniemy ale wcale nie na koniec świata, a do domu, do malucha.. Byle jak najszybciej być z powrotem Mówimy do starego : no weź go gdzieś, muszę odpocząć. Ale za 15 minut już dzwonimy: to za ile wracacie?
Strach . Boimy się o te dzieciaczki by świat był dla nich dobry, a los łaskawy… jednocześnie wierząc że sobie poradzą, że są twardzi i dadzą radę
Obiecujemy sobie, nie no tym razem pomyślę o sobie, zadbam o siebie. W Rossmanie zatrzymam się w dziale z kosmetykami a dziecięcy regał dla mnie nie będzie istniał. Ciuszki? Nie nie wystarczy, ileż można, jemu już wystarczy, teraz coś dla siebie. Koniec końców koszyki pełne rzeczy dla malucha a w głowie myśl : dla mnie następnym razem.
Zmęczenie. Po nieprzespanych nocach, setnym wstawaniu w nocy od rana jedziemy na automacie, jednocześnie świadome i silne .. Skąd te nadprzyrodzone siły? Że mimo okrutnego zmęczenia dajemy rade?
Wściekłość. Tylko mama ma obraz w głowie: zaraz go uduszę, niech już tylko przestanie wrzeszczeć. Przysięgam, że gołymi rekami go zatłukę.. a co robi? Ze spokojem zwyczajnie podchodzi i przytula.. Choć jesteśmy wyprowadzane z równowagi i gotujemy się w środku, mamy poczucie totalnej wewnętrznej eksplozji to ze spokojem mówimy : synku to co chcesz zjeść na to śniadanko?
Nuda.. codzienność, ciągle to samo. Karmienie, przewijanie, sprzątanie.. Można wymiotować monotonią.. Ale tylko mama potrafi czuć nudę płynącą z powtarzalności dnia i jednocześnie odkrywać nowe rzeczy, cieszyć się tym co nowego nasz maluch potrafi, czego nowego dziś się nauczył. Przeklinamy tą monotonie w macierzyństwie a zarazem ją uwielbiamy
Frustracja, że nie wszystko zawsze jest idealne, że niedopracowane, że niedopięte, że nie zrobione tak jak trzeba a zarazem duma z siebie, że silna, że dzielna, że inna to by na pewno nie ogarnęła. W jednej sekundzie potrafimy płakać z bezradności, bezsilności, by w kolejnej sekundzie wstać i pokazać wielkiego fucka światu.. ja nie dam rady?I uśmiechając się, idziemy przebrać piątą dziś kupę, dziesiąty raz umyć podłogę czy dwudziesty raz ułożyć wieżę z klocków
Tylko mama jednocześnie rzyga jedną i tą samą bajką, obudzona w nocy wyrecytowałaby ją bez przełknięcia śliny.Przeklina w myślach tego wstrętnego dziada który to napisał..ale gdy tylko dziecko poprosi, odpowiada: oczywiście kochanie że ci opowiem bajkę
Patrzymy na koleżanki bez dzieci, na te bezdzietne kobiety sukcesu. Podziwiamy: „Boże jakby to było jakbym była silna i niezależna..bez obowiązków, pampersów..Ta to ma życie ale odwracamy się i widzimy ten obśliniony pyszczek w wysmarowanej musem bluzeczce i.. Mówimy na głos: Zazdrościć to ta laska może mi, za nic w świecie bym się z nią nie zamieniła
Macierzyństwo.. Stan ciągłego emocjonalnego przeciwieństwa. Mieszają się tu wszystkie możliwe uczucia, powstają niecodzienne emocjonalne kompilacje. Poznajemy siebie. Codziennie przesuwamy granicę wytrzymałości. To niezwykła podróż w głąb naszej osobowości. Codziennie poznajemy siebie na nowo. Bywa różnie…..ale nigdy nie jest nudno!
Tytuł : Tryptyk Intymny, autor Karol Szlawski Książkę wygrałam w konkursie zorganizowanym przez stronę Gandalf.com.pl – Księgarnia Internetowa dlatego tym milej mi było ją czytać a teraz z wielką chęcią podzielę się wrażeniami.
Tryptyk Intymny to zbiór trzech opowieści o…o miłości. Jednak nie są to typowe historie „love story”. Losy naszych bohaterów są pogmatwane, zawiłe i trudne, a wystarczyła by tylko obecność tej drugiej osoby by wszystko stało się proste… W książce pojęcie miłości oznacza potrzebę akceptacji, bliskości i tęsknotę za drugim człowiekiem. Tryptyk Intymny to inaczej wołanie : zobacz taki jestem, zwyczajny. Potrzebuje cię. Potrzebuję abyś kochała mnie takiego jakim jestem po prostu, bez oceniania. Weź mnie, z moją przeszłością, z moim bagażem doświadczeń, z moja tajemnicą. Zaakceptuj, nie oceniaj, po prostu bądź! Potrzebuje bliskości! Potrzebuje Ciebie.
W obecnych czasach, czasach Tindera , Facebooka, i miliona innych aplikacji i portali społecznościowych , na każdym kroku jesteśmy oceniani, przez co nieustannie doszukujemy się potwierdzania własnej wartości. By być blisko z kimś, by dowartościować się, ubieramy maski, oszukujemy siebie by zdobyć uwagę, uznanie. Przez co stajemy się coraz bardziej samotni bo zwyczajnie nie możemy być sobą. Coraz więcej ludzi wkoło a coraz większe poczucie osamotnienia… Świat nie jest prawdziwy, bo ludzie ciągle udają.. Dlaczego? Każdy boi się odrzucenia i samotności.
Tryptyk Intymny ukazuje jak w dzisiejszych czasach trudno o autentyczność, o szczerość i prawdę. Każdy potrzebuje akceptacji, bliskości, drugiego człowieka, by żyć, po prostu, jednak współcześnie tak trudno stworzyć i utrzymać otwartą i prawdziwą relację. Bohaterowie to zwykli ludzie, tacy jak ja i ty, jak ci których mijamy w pracy, w autobusie, na mieście. Każdy coś skrywa, nosi tajemnicę. Odczuwa ból. Z poczuciem niezrozumienia zdolny jest do rzeczy o które nigdy nie zostałby posądzony….
Książkę czyta się szybko, także dla zabieganych. Idealna do pociągu, w przerwie w pracy, między obowiązkami domowymi. Bo treść nie jest wymagająca, Zakończenia mogą zaskakiwać.
Najgłośniejsza powieść amerykańska ostatnich miesięcy”. „Nominacja do
National Book Award 2018.” „Zachwyciła samą Oprah Winfrey i poruszyła
Baracka Obame”. Głęboka, przejmująca i wciągająca. Takie hasła
zapowiadały premierę (30.01.2019) książki pt „Nasze Małżeństwo” ,
autorki Tayari Jones. Zapewne, dla każdej mamy walczącej w ciągu dnia o
cenną minutę czasu, dla osób zabieganych, zapracowanych to mogą nie być
wystarczające powody aby znaleźć chwilę na jej przeczytanie, niemniej
jednak postaram się przekonać że warto to zrobić.
„Nasze
małżeństwo” to opowieść o afroamerykańskim małżeństwie z zaledwie
osiemnastomiesięcznym stażem, które w wyniku pewnych okrutnych
okoliczności zostaje wystawione na próbę… Celestial, żona, to kobieta młoda, ambitna, z duszą artystki. Szyjąc lalki realizuje się i spełnia swoje największe marzenia.
Roy, mąż to mężczyzna zdecydowany, dążący do zamierzonych celów, gotów
poświęcić wiele dla rodziny. Jest przedstawicielem handlowym, pracuje
ciężko by żona mogla robić to co kocha. Przez osiemnaście miesięcy
swojego życia małżeńskiego, wiodą zwykłe, proste życie. Docierają się,
uczą się nowych ról, uczą się małżeństwa i siebie nawzajem. Jednak
pewnego felernego dnia następuje w ich życiu niespodziewany zwrot akcji.
Przychodzi moment, który odmienia ich życie całkowicie i sprawia, że
nic już nigdy nie będzie takie samo. Roy trafia do więzienia, a
Celestial zostaje żoną skazańca. Jak potoczą się ich losy? Czy małżeństwo przetrwa próbę czasu? .
„Nasze małżeństwo” to książka która rozkłada instytucje małżeństwa na
czynniki pierwsze. Autorka przedstawia jak trudną i ciężką relacją jest
małżeństwo. Zadaje pytania co w małżeństwie jest ważniejsze, JA czy MY?
Czy jest możliwe kochać kogoś miłością wieczną, aż po grób? Składamy
przysięgę ale czy świadomi jesteśmy co to w ogóle znaczy być na dobre i
złe, aż do śmierci? Stajemy przed ołtarzem młodzi, niepewni zakochani,
nieświadomi losu jaki nas czeka. Jednak czas zmienia nas, ludzi, czy po
latach wciąż jesteśmy tacy sami jak na początku wspólnej drogi? Czy tak
naprawdę znamy się nawzajem? Co się dzieje z małżeństwem gdy
przemijający czas zmienia pojęcie miłości, zabiera namiętność, gasi
pożądanie? Czy maksymalne zaangażowanie małżonków wystarczy by zapewnić
instytucji trwałość? Co ma większą wagę, słowa przysięgi, czy uczucie?
Co jeśli ogień gaśnie? Pytań jest mnóstwo. Na przykładzie bohaterów
książki, autorka odpowiada na nie wszystkie dając czytelnikowi duże pole
do refleksji, analizy. Pozwala spojrzeć na problem z perspektywy każdej
ze stron. Możemy wejść w skórę Roya jak i Celesial, poczuć ich emocje,
zrozumieć pewne decyzje. Instytucja małżeństwa w książce ukazana jest
jako niezwykle trudna, wymagająca nieustannych poświęceń i rezygnacji z
siebie… ale czy każdy gotów jest odstawić siebie na bok, dla tej
drugiej osoby? Jeśli nie, to czy małżeństwo ma sens? Gdzie jest granica
przestrzeni dla własnego JA i swoich potrzeb, marzeń, uczuć?
Książka „Nasze małżeństwo” to też opowieść o przyjaźni, nierównościach
społecznych i segregacji rasowej i wynikającej z niej
niesprawiedliwości. To ważny wątek w kontekście naszego głównego tematu.
Autorka podkreśla też istotą rolę jaką pełni dom rodzinny i wychowanie.
Wartości , wzory jakie wynosimy z domu zostają z nami na zawsze. Złych
rzeczy, słów wypowiedzianych i tych niewypowiedzianych w dzieciństwie
nie da się zapomnieć a braku jednego z rodziców niczym zrekompensować.
Książka jest pełna emocji. Niezwykle wciągająca, ciężko się od niej
oderwać. Bardzo polecam. Warto tytuł zapamiętać i w wolnej chwili
sięgnąć po tę pozycję. Owszem są pewne momenty które mogą nudzić, nie
pasować, trochę irytować, jednak sposób w jaki autorka ukazuje tą
relacje damsko-meską na tle instytucji małżeństwa rekompensuje wszystkie
niedoskonałości. Po przeczytaniu nie da się o niej zapomnieć, jest duże
pole do dyskusji z partnerem (i nie tylko) o tym co w relacji jest
najważniejsze i co właściwie oznacza BYCIE razem.
Hej, taka ciekawostka. Nie wiem czy wiecie ale dzisiaj zaczął się Międzynarodowy Tydzień Małżeństwa (7-14 luty). Obchodzony jest w 22 krajach na świecie, w tym w Polsce. Jest to kampania która ma promować małżeństwo jako rozwijającą się, piękną i bliską relacje dwojga. Trochę na przekor współczesnym trendom ale mila i ciekawa inicjatywa. Z tej okazji w wielu polskich miastach trochę się dzieje dla małżonków. Organizowane są przeróżne warsztaty, wykłady dla par ale także oferowane są fajne zniżki i promocje w restauracjach, muzeach. Np W Muzeum II wojny Światowej w Gdańsku na podstawie ślubnego zdjęcia, dostajemy 2 bilety w cenie 1. Warto rozejrzeć się co dzieje się w naszych miastach i zabrać gdzieś kochanego męża /cudowną żonę i ciekawie i milo spędzić wspólnie czas . Więcej informacji na stronie : https://www.facebook.com/TydzienMalzenstwa/ i w internetach. A poniżej trochę prywaty, o tym jak żyć z jednym „starym” 10 lat i nie zwariować 🙂 nie tylko o małżeństwie – ogólnie o byciu z jednym i tym samym partnerem
No i minął nam ze starym kolejny rok małżeństwa…niedawno obchodziliśmy naszą 6 rocznicę ślubu (tak, już 6!! a razem jesteśmy jakieś 10-11lat!!!!!)I tak sobie myślę, że to całkiem niezły wynik jak na dzisiejsze czasy. Bo to czasy pojedynczej jednostki, indywidualności. Czasy gdzie relacje są luźne a związki dość nietrwałe. Bywa, że zamiast silnej miłości, ludzi łączy kredyt, wspólny interes, zyski…A tu dziesięć lat z jednym i tym samym facetem i jeszcze mi mało i ciągle chce więcej!Bywało różnie. Cała paleta barw wylała się przez te lata. Były dni pogodne i burzliwe. Były łzy szczęścia i rozczarowania. Bywały momenty zwątpienia, wycofywania ale i walki. I choć nie jesteśmy już tymi samymi osobami co 10 lat temu, czy 6 gdy się pobieraliśmy, a pojęcie miłość nabrało innego znaczenia, to jedno jest wciąż niezmiennie takie samo. Nie wyobrażamy sobie życia osobno, życia bez siebie.Jesteśmy z tego dumni, z tego co stworzyliśmy i dalej tworzymy. Te 10 wspólnych lat to nasz mały sukces. Bo być ze sobą to nie sztuka, ale być ze sobą, spełniać się w relacji i być naprawdę szczęśliwym to jest powód do dumy. Ale najbardziej nas cieszy to, że ta relacja odbija się w oczach innych ludzi, którzy obserwując nas mówią: tak, po was widać że się kochacie, wy to się dobraliście, miło się na was patrzy…Być może jesteśmy przysłowiowymi połówkami pomarańczy, może mieliśmy szczęście, że na siebie trafiliśmy.. nie wiem, ale jedno jest pewne. Dużo pracy kosztowało nas abyśmy znaleźli się w takim momencie w jakim jesteśmy teraz. Bo małżeństwo, czy w ogóle z wiązek z drugą osobą, to ciężka harówa i nieustająca praca. Praca nad relacją, ale przede wszystkim nad sobą.Nie znam recepty na szczęście, ani na długi, trwały szczęśliwy związek. Nie wiem jak nasza relacja będzie wyglądać za 5, czy 10 lat, ale wiem że dalszą pracą naprawdę możemy zajść daleko…I teraz o czym w ogóle ten wpis….Tym co pomaga nam tworzyć szczęśliwy związek chciałabym się dziś podzielić. Nie są to przykazania typu : jeśli to zrobisz, będziesz szczęśliwy czy wskazówki naprawcze związku. Dzielę się po prostu swoim doświadczeniem, wiedzą, przemyśleniami,obserwacją, rzeczami które wypracowaliśmy a które doprowadziły nas do tego momentu, gdzie teraz jesteśmy. Wierzę, że dzielenie się doświadczeniami z innymi jest rozwijające, ale przede wszystkim pomocne.. 1. Rozmowa, rozmowa rozmowa.. Nie ma nic ważniejszego w relacji, i to jakiejkolwiek (szef-podwładny, rodzic-dziecko, partner-partnerka), niż rozmowa i dobra komunikacja. Ale nie taka jałowa, byle powiedzieć i mieć z głowy, ale szczera (czasem do bólu), prawdziwa, otwarta. My kobiety mamy to do siebie, że nie potrafimy mówić wprost. Często komunikujemy coś na okrętkę, mówimy półsłówkami, albo nie mówimy w ogóle, no bo on powinien się domyślić, wiedzieć o co nam chodzi. Wychowałam się z samymi facetami, i trochę (jak to mówi mój mąż) mam męskie myślenie i nauczyłam się ich rozumieć. I wiem to już na pewno że nie, on się nie domyśli! Jeśli nie powiemy partnerowi wprost czego faktycznie chcemy, oczekujemy, on tego po prostu nie będzie wiedział. „Tak chce obchodzić walentynki; tak chce żebyś kupił mi te kwarty; nie spodobało mi się co powiedziałeś przy gościach; zabolało mnie to jak się zachowałeś wczoraj; nie, nie lubię jak mnie tu dotykasz; nie, nie chce abyś wychodził, zostań ze mną”; „potrzebuje więcej uwagi” ….. Nie mówię że tylko kobiety mają tu za uszami, bo faceci z kolei o swoich uczuciach praktycznie nie mówią wcale, albo bardzo rzadko, a to chyba jeszcze gorsze..Szkoda jest czasu na czekanie aż któreś z nas wpadnie na to o co nam chodzi. Przykład „Idź na ta imprezę nie mam nic przeciwko” mówi kobieta, ale gdy facet wraca, obrażona nie daje się pocałować, a następnego dnia naburmuszona na pytanie „co ci jest” odpowiada klasyczne i wszystkim znane NIC, a później robi wyrzuty, czepia się o byle co i awantura gotowa. A gdyby tak powiedzieć „jeśli chcesz iść to idź, ale nie czuje się z tym dobrze że wychodzisz,i nie będę udawała że jest w porządku gdyż mi to nie odpowiada; wiedz że nie podoba mi się to” … Szczere nazywanie swoich emocji i spokojna rozmowa pozwalają uniknąć nieporozumień i określają jasno sytuacje każdej ze stron.Trzeba rozmawiać o wszystkim i często, na bieżąco. 2. Bądźmy sobą przede wszystkim. Bywa w związkach tak, że po jakimś czasie lub nawet na samym jego początku, partner zmienia lub chce zmieniać drugą osobę pod siebie. I nie mam tu na myśli zmiany nawyków, aby nie zostawiać skarpetek na środku pokoju, czy odkładania rzeczy na miejsce, ale zmiany charakteru, osobowości. Chcemy alby partner był taki jakiego my sobie w głowie zbudowaliśmy. Modyfikujemy jego zachowania, styl aby dopasować pod swój wzór. Nawet jeśli robimy to a druga osoba tego nie zauważa to wszystko jest do czasu..Każdy jest szczęśliwy naprawdę tylko wtedy, kiedy jest po prostu sobą. Kiedy nikogo nie udaje. Maski zakładamy w pracy, w szkole, w relacji z koleżankami. Musimy się dopasować. Taki świat. Dom i związek to powinno być miejsce gdzie ściągamy wszystko, stajemy prawdziwi przed sobą, nikogo nie udajemy. Kiedy kochamy się za to jacy jesteśmy po prostu. Akceptujemy swoje wady i niedoskonałości. Lubimy na wzajem w sobie to co nas różni. Nigdy nie chciałam zmieniać męża, choć tak są rzeczy które niekoniecznie lubię ale takiego go wzięłam w pakiecie, takiego go pokochałam..Związek tworzą dwie odrębne osoby, więc bycie sobą w związku oznacza też zachowanie przestrzeni tylko dla siebie. Przecież nie jesteśmy tylko parterami. Musimy mieć czas na swoje pasje, na samorealizacje. Związek nie może nas ograniczać, ale powinien nam pomagać przede wszystkim udoskonalać i rozwijać siebie samych. Jeśli będziemy kogoś zmieniać na siłę, kontrolować, to taka osoba prędzej czy później będzie źle się czuła w swojej „nowej odsłonie”, będzie tęsknić za swoim prawdziwym ja i będzie go szukać gdzieś indziej.. Poza domem, poza związkiem…Odejdzie 3. A on mi nie mówi że mnie kocha. Kiedyś czytałam artykuł, w którym rozżalona dziewczyna pisała „a on mi w ogóle nie mówi że mnie kocha”. To smutne, bo mówienie sobie „kocham cie” w ciągu dnia to naprawdę bardzo ważne dla związku. Kiedyś próbowaliśmy zliczyć ile my razy mówimy sobie, jednak szybko się zgubiliśmy. Bardzo nam to weszło w krew. Jednak nie każdy potrafi z łatwością wypowiadać te dwa słowa, a faceci są przekonani, że jak raz tam kiedyś powiedzieli to wystarczy, no bo przecież wiadomo że tak jest. Ale warto pamiętać ze nie zawsze miłość okazuje się tylko tymi tajemniczymi wyrazami. Słowa kocham cię można też wypowiadać na inne sposoby. „Połóż się wcześniej, ja wstanę do małego”. „Zostaw to,ja pozmywam”. ” Zrobiłem ci kąpiel, odpręż się” „To dla ciebie, bo zasługujesz na to co najlepsze” . Okazywać miłość można na wiele sposobów, warto doszukiwać się znaczeń gdzieś indziej, nie tylko w tych dwóch słowach, i je dostrzegać i doceniać. Jednak o „kocham cię” w porannym sms’ie i na dobranoc TRZEBA pamiętać. Musi być i już. 4. Kupię ci kilof„ Kłótnia z kobietą to jak koncert znanego zespołu. Najpierw nowości, później stare przeboje”. No my kobiety tak mamy, że lubimy wypominać i wracać do tego co było i to nie tylko przy kłótni. Kiedyś się o coś spieraliśmy z mężem i on nagle mówi „naprawdę kupię ci ten kilof żeby jeszcze łatwiej ci było odkopywać te stare rzeczy”. Strasznie mnie to wtedy rozbawiło, bo faktycznie ileż można .. Są rzeczy wydarzenia, słowa, które wypowiedziane kiedyś bolą bardzo i ciężko je wymazać z pamięci a sprzeczki jakoś subtelnie je wyławiają z głębi, jednak nie jest to najlepsze. Decydując się być z kimś po jakiś trudnych wydarzeniach, wybaczając słowa i czyny z przeszłości nie można do tego wracać. Taki wiązek nie rozwija się, ciągle stoi w miejscu. Koncertujemy się na tym co było, przegapiając to co jest i aktualnie się dzieje. Wiadomo, że boli, że się pamięta, ale dla dobra obojga i dla związku przeszłość trzeba zamknąć, ukryć głęboko, a ból przyćmić radościami i miłymi rzeczami które dzieją się miedzy nami aktualnie i z entuzjazmem wyczekiwać nowych, pięknych przeżyć, które nas czekają. 5. Celebracja Świętujemy różne wydarzenia. Zdaną maturę, egzaminy na uczelni, awans w pracy, imieniny koleżanki, dzień kota, dzień pączka, a niekiedy zapominamy o celebrowaniu własnych, ważnych dla partnerów wydarzeń jakimi są rocznice ślubu, czy dnia od kiedy jest się razem. Obchodzenie takich dni nadaje range temu co się tworzy i przypomina że jest to coś więcej niż po prostu zwykłe bycie ze sobą. Teraz na 6 rocznicę poszliśmy do wypasionej restauracji, ubrałam piękna sukienkę i buty na obcasie od hoho.. roku chyba! Wyczekiwaliśmy tego wyjścia jak narodzin dziecka i nie chodzi o to że mogliśmy w końcu pobyć sami, ale o to że chcieliśmy świętować i cieszyć się tym że jesteśmy razem. 6. Wsparcie przede wszystkim Zawodowo mój mąż jest dużo dalej i wyżej. Generalnie nigdy mi to nie przeszkadzało, zawsze go wspierałam i kibicowałam i zawsze będę. Jest wykształcony i inteligentny to wiadomo, że będzie zdobywał wysokie cele. Jednak był taki moment gdy zajmowałam się domem a on awansował było mi przykro. Choć cieszyłam się jego sukcesem to dokuczało mi że ja po prostu tego nie doświadczyłam. Jednak mąż widział to zupełnie inaczej. Mimo że to jego praca to nie osiągnąłby tego poziomu gdyby nie mógł się poświęcić pracy na 100% a mógł to zrobić tylko dlatego, że ja zajmowałam się tą sferą domową. To był nasz to nasz wspólny sukces.Jesteśmy teamem, jedną drużyna. Choć każdy inaczej, wspólnie przyczyniliśmy się do tego awansu. Związek tworzymy razem i każdy sukces warto rozpatrywać w takich kategoriach. To bardzo budujące.Jest też druga strona medalu. Bo miło się wspiera gdy idzie gładko gdy się udaje, ale gdy coś nie wychodzi i ciśnie się na usta „a nie mówiłam” to bywa różnie. Przy porażkach wsparcie jest podwójnie ważne. No bo gdy są chwile zwątpienia, gdy ma się dość to druga osoba musi być tą która powie, że kocham cię nie za twoje sukcesy i osiągnięcia, ale za to jaką jesteś osobą i pomoże podnieść się z porażki. 7. Zacznij od siebie No cóż często mówimy „ok coś zrobię ale on/ona pierwszy/pierwsza musi zrobić krok”. Niech ona/on pierwsza/y przeprosi. I każdy zaparty liczi dni ileż to już ich w ciszy minęło. Tylko tak, to można czekać w nieskończoność… Aby coś naprawiać trzeba zacząć zawsze od siebie. Słuchać co mówi partner, widzieć w sobie te błędy i naprawiać. To nie wyścigi kto pierwszy, kto lepiej. Nie warto czekać na drugą stronę bo dużo można stracić czasu i przegapić ważne momenty. Jeśli chce się wymagać od partnera, trzeba wymagać najpierw od siebie i od siebie zaczynać zmianę.
Uf chyba już koniec. Mam nadzieję, że się nie wymądrzałam nikogo nie pouczałam. Dziele się tym co sama czytałam, co widzę o czym rozmawiam z innymi. Mam nadzieję że komuś ,kiedyś to w jakiś sposób się przyda. Po prostu.A przed nami 7 rok małżeństwa. Mówią, że to kryzysowy.. no cóż to czekamy na kryzys gotowi i zwarci. Pewnie będzie różnie, ale wiem. że tam gdzie jest miłość i gdzie OBIE strony naprawdę chcą być razem i działać.. to wszystko można. Wierność może być sexy a bycie tyle lat z 1 osobą wcale nie oznacza nudy!
Masz w życiu wszystko ? Nie pragniesz więcej? Można tak?
Czy da się tak żyć, żeby nie pragnąć już niczego? Mieć pewność że ma
się wszystko czego się chce i nie chcieć więcej? Być może. Jednak bardzo
często jest tak, że wiedziemy dobre życie. Mamy wspaniałą rodzinę,
jesteśmy zdrowi, praca też niczego sobie, cudowni przyjaciele wokół, a
mimo to czegoś nam brak, wciąż chciało by się czegoś jeszcze, czegoś
więcej.. Ostatnio znajoma dostała dobrą, fajną pracę. Mówię do męża
„Ale jej zazdroszczę, fajnie ma. Też bym chciała taką robotę”. Na co on
odpowiada : „A ona ci zazdrości, że masz dzieci „.. Czyż to nie jest tak, że zawsze chcemy tego, czego nam brak? Tego wszystkiego co mają inni?
Przykład : Ja. Mam najlepszą rodzinę na świecie. Najwspanialszych
synów, cudownego męża. Jestem zdrowa. Jestem szczęśliwa. Nie potrzeba mi
nic więcej, wiem to, ale często czegoś poszukuje, czegoś więcej.. a
czego? Sama nie wiem… Mieszkałam w małym mieście, chciałam zmiany,
wyrwać się. Zacząć coś nowego. Nasze małżeństwo dopadła jakaś
monotonia, marazm, mimo, że byliśmy po ślubie niespełna dwa lata! Trochę
się działo w naszym życiu i potrzebowaliśmy czegoś nowego. Czuliśmy, że
można i chcemy inaczej. Oboje znaleźliśmy pracę w Trójmieście,
wynajęliśmy mieszkanie – postanowione, przeprowadzamy się. Po czasie
(dość krótkim bo 2 miesiące) okazało się, że mieszkanie nie do końca
jest takim, jakie nam odpowiada. Nie czuliśmy się tam dobrze. Między
nami nie było najlepiej. Ok- zmieniamy. Znaleźliśmy nowe. Trochę
odżyliśmy. Było o niebo lepsze! Następnie w pracy zaczęło dziać się
nieciekawie, strasznie mnie frustrowała – szukałam nowej. Mam nową,
lepszą. Nowi ludzie, przyjemna praca. Odetchnęłam. Pamiętam, było nam
wtedy dobrze. To był dobry czas, pod każdym względem. Nocne posiadówy
(bo mieszkanie nad morzem) wyjścia ze znajomymi, beztroska, ale i
ciekawe studia, wspaniali ludzie. Byłam szczęśliwa, ale.. do czasu.
później czegoś zaczęło brakować..Pomyśleliśmy o dziecku. Jest dziecko,
zmiana przeogromna, tyle się dzieje.. Z czasem nasze mieszkanie, które
tak lubiliśmy okazało się za małe. A wiec zmiana, szukamy nowego. Jest
nowe. Mieszkamy w większym mieszkaniu, jest nam dobrze. Jesteśmy
szczęśliwi. Dziecko to wielka radość i…pojawia się drugie. Świadome
rezygnuje z pracy na dłużej, poświęcam się rodzinie. Żyjemy sobie
szczęśliwie, spokojnie i nagle…znowu coś jest nie tak. Zazdroszczę
komuś pracy. Chciałabym to, co postanowiłam na chwilę odsunąć. Tęsknie
za tym, z czego zrezygnowałam. Mimo bycia szczęśliwą poszukuje znowu…
Zwierzała mi się kiedyś koleżanka. Patrząc z boku ma fajne życie, takie
których to inni zazdroszczą. Pięknie mieszkanie, dobra prace, stałego
partnera. Można rzec : tak ma wszystko, a do tego jest piękną i
inteligentną kobietą. I mówi : „Magda, ciągle czegoś szukam, sama nie
wiem czego. Nie wiem o co mi chodzi..”
I wtedy do mnie
dotarło… Doskonale ją rozumiałam. Bo tu nie chodzi o posiadanie
materialne. Że chciałoby się mieć to czy tamto. Być tu czy tam. Tylko o
życiowy balans. O poczucie równowagi. Bycie w połowie pomiędzy tym co
się ma a tym co chciałoby się mieć .O świadomość że jest się szczęśliwym
w swoim życiu mimo tęsknoty za tym czego się nie ma. Akceptacji życia i
cieszenia się nim mimo frustracji i ciągłych pragnień. Świadomości, że
nie wszystko jest możliwe w danym miejscu i czasie.
Zawsze się nam wydaje, że lepiej jest tam gdzie nas nie ma, a trawa u sąsiada zawsze ma piękniejszy odcień zieleni…
We współczesnym świecie kiedy liczy się mieć, kiedy portale
społecznościowe pękają w szwach od zdjęć typu ” ja to mam
najcudowniejsze życie ever”, kiedy mamy życiowy dołek a inni pokazują
światu jacy to nie są szczęśliwi, bardzo trudno ten balans zachować.
Raczej ludziom nie zazdroszczę, choć niestety niekiedy mi się zdarza..
Rzadko też porównuje się z innymi, gdyż mam świadomość tego, że internet
jest przekłamany, zdjęcia oszukane, a ludzie nieprawdziwi.. Bo to co
widzimy to tylko skrawek czyjegoś życia, widzimy to co inni chcą nam
pokazać.. Bo kto będzie się chwalił tym, że jest nieszczęśliwy, że
poszukuje, że jest niespełniony? Tak nakręca się błędne koło.
Patrzymy na innych i chcemy więcej, mocniej lepiej mimo, że przecież
jest całkiem dobrze, a jest ktoś taki kto patrzy właśnie na nas i
chciałby się zamienić.
Mój życiowy balans, którego tyle
poszukiwałam i wciąż nad nim pracuje to życie tu i teraz, akceptacja
siebie taką jaką jestem. Branie życia jakim jest, po prostu. Świadomość,
że nic nigdy nie jest takim jakim się wydaje. No i przede wszystkim,
akceptacja swoich tęsknot i pragnień. Pogodzenia się, że nie można mieć
wszystkiego. Bo zawsze się chce tego czego się na ma…
Owszem, zawsze warto coś zmieniać, ulepszać, iść do przodu ale nigdy na siłę, nigdy za wszelką cenę…
Jeszcze trochę i będzie wiosna i zostaniemy zbombardowani reklamami i
sloganami typu „Czy twoje ciało gotowe jest na lato”? „Zadbaj o płaski
brzuch, by powitać wakacje” . „Zrzuć niezbędne kilogramy” etc. Z A Ty,
pierwsze miesiące po porodzie, patrzysz w lustro i myślisz „to nie tak
miało wyglądać”.. Mały brzdąc, sprawca oponki, rozstępów i
czerwonych blizn .Czy choć raz pomyślałaś, że to przez niego już twoje
ciało może nigdy nie być takie jak przedtem? Ja pomyślałam i chyba
więcej niż raz. Gdy zostaje się matką, ciężko się odnaleźć w nowej
sytuacji, a co dopiero spojrzeć na siebie i swoje ciało( niekoniecznie
idealne) z pełną akceptacją. Wierzę, że jakaś część depresji
poporodowych związana jest ze zmianami naszego ciała po porodzie.
Oczywiście, ciężka praca nad sobą,determinacja, dieta i ćwiczenia mogą
przywrócić wcześniejszy stan. Butelki po balsamach na rozstępy też
zrobią swoje, ale to wszystko wymaga czasu. A poczuć się lepiej każda z
nas chciałaby od razu i…może jest na to sposób by polubić siebie
szybciej aniżeli czekać na efekty kosmetyków? Można tę kwestie załatwić po męsku i spojrzeć na siebie z zupełnie innej strony..
Faceci, samce alfa, potrafią być dumni ze swoich niedoskonałości. Ich
blizny, rany to dowody męskości, walki w dobrym celu, sprawy honorowej.
Chwalą się nimi niczym zdobytymi trofeami. Już mali chłopcy potrafią
„cieszyć się” z bójki w szkole i z dumą liczyć siniaki. Kobiety!
Czyż nasze ciąże to nie były bohaterskie walki? Walki z samą sobą, ze
swoimi słabościami? Ze zmęczeniem, bólem? A sam poród?…. I nie ważne
czy naturalny czy przez cesarskie cięcie. Każda z nas tyle samo, przez 9
miesięcy walczyła o dobro dziecka, stawiając siebie na drugim miejscu.
Każda z nas odmawiała sobie wiele, począwszy od kieliszka dobrego wina,
kończąc na kochanej pasji, czy hobby. Czas po porodzie, jeszcze
trudniejszy . Po urodzeniu dziecka, ciągle odstawiamy siebie „na
później”. Codziennie, jak heroski, znosimy piękną, ale trudną
codzienność z maluchem, pełną wyrzeczeń i poświęceń. Każdego dnia
toczymy mniejsze lub większe walki z monotonią, zmęczeniem, kobiecością.
Jesteśmy bohaterkami każdego dnia! I nie tyle możemy, ale musimy siebie
tak nazywać! Nasze blizny, rozstępy, zmienione ciało to oznaki trudu,
walki i bólu. Oznaki wielkiej siły! Teraz idź do lustra, spójrz na
siebie, na swoje ciało, swój brzuch, być może nieidealny, z
niedoskonałościami i zobacz jaka byłaś i wciąż jesteś dzielna. Jak
walczyłaś, niczym żołnierz na polu bitwy. Bądź dumna z siebie, swojego
ciała. Ale przede wszystkim z tego jaką jesteś cudowną kobietą, silną
babką! A ten mały bobas, który sobie teraz leży i patrzy na Ciebie, to
twoja największa nagroda, a nie sprawca całego zamieszania.
Czyż
takie postrzeganie siebie, nie jest lepsze? Jakby od razu lżej…
Spojrzenie na siebie w taki sposób da natychmiastowy efekt polubienia
swojego ciała i siebie samej. Wiem to! My mamy, doceniajmy się nawzajem i bądźmy z siebie dumne!